„Życie dzieli się na to przed Trophy i po Trophy” – mówią doświadczeni uczestnicy poprzednich lodowych ekspedycji. Co takiego jest w tej imprezie? Po co jechać po lodzie, wokół jeziora Bajkał? Jak to po co? – dziwią się. – Dla przygody, adrenaliny, wyzwań, kontemplacji piękna Bajkału, odkrywania nowych miejsc, dla odpoczynku. Nowicjusze zafascynowani słuchają ich opowieści i oczekują równie niezapomnianych przeżyć.
– Mój ojciec wracał z Trophy z bagażem pełnym wyjątkowych wrażeń. Tak opowiadał o podróży, że aż chciałem sam to przeżyć – mówi Artem Kajczuk. Bajkal Trophy 2013 to jego czwarta ekspedycja. – Kiedy nadarzyła się okazja do wyjazdu, nie wahałem się ani chwilę przed wpisaniem jej w swój terminarz.
– Odczucie otchłani i głębi, która jest pode mną, świadomość tego, że woda jest zimna, noc na środku zamarzniętego jeziora – to samo w sobie jest dla mnie ogromnym wyzwaniem – z błyskiem w oku mówi debiutujący w Trophy Aleksiej Klimow.
W tym roku w imprezie uczestniczyło 21 osób, z czego połowa to debiutanci. W sumie wyruszyło 10 samochodów, a wśród nich 4 Toyoty Arctic Trucks specjalnie przygotowane do ciężkich warunków terenowych i niskich temperatur, dwa Mitsubishi Pajero Sport oraz Land Rover Defender. Jeden mocniejszy od drugiego. Ale to nie jest opowieść o samochodach, tylko o ludziach, bo to człowiek i jego pragnienia są siłą napędową tej wyjątkowej wyprawy.
Program, jak co roku, był urozmaicony. Uczestnicy jechali aż po horyzont, spotykając na swej drodze wiele różnorodnych wrażeń. Czekała ich m.in.: zimna noc na tafli jeziora, wycieczka na Olchon – największą wyspę Bajkału, zamieszkałą przez około 1 500 rdzennych mieszkańców, na ogół Buriatów, mecz piłki nożnej na zamarzniętym jeziorze oraz Święto Jordanu, czyli jedno z największych świąt prawosławia, podczas którego dochodzi do święcenia wody, symbolicznego Jordanu, poprzez trzykrotne zanurzenie krzyża w jeziorze. Kiedy woda jest zamarznięta wycina się w krze przerębel w kształcie krzyża.
Już na początku wyprawy wydarzyła się poważna akcja. W pobliżu Listwanki Defender Aleksieja i Dimitrija niemal wpadł pod lód. Na szczęście szybka reakcja pozwoliła wydostać auto na powierzchnię i wszystko dobrze się skończyło. – Może to i dobrze, że od takich atrakcji zaczęła się wyprawa, bo potem uczestnicy byli bardziej ostrożni i skoncentrowani – zauważa organizator – Władimir Nikołajew.
Ale nieoczekiwane wydarzenie na początku wyprawy, wpłynęło na dalszy grafik. Do Olchońskiej Bramy – jednego z najbardziej niebezpiecznych odcinków na trasie – cała ekipa dojechała dopiero po zmierzchu. Na szczęście wszystko dobrze poszło i po północy, po przebyciu ok. 300 km, samochody dotały do Hadarty.
Kolejne punkty wyprawy to Olchon, Ogoj, a następnie obóz na Bajkale. Przed obiadem był czas na kąpiel w lodowatej wodzie. Uczestnicy poszli spać ok. 1:00 w nocy. Pogoda była ładna, żadnych oznak burzy śnieżnej. Niestety, w nocy sytuacja się zmieniła i rozpętała się zamieć śnieżna, szarpało namiotami, porwało kuchnię. Ucichło dopiero o 11:00.
Dalej trasa prowadziła w kierunku Przylądka Kotielnikowskiego, gdzie znajduje się idealne miejsce na relaks – gorące baseny i przytulne, ciepłe pokoje. Po drodze uczestnicy odwiedzili Rezerwat Bajkalsko-Leński.
Następnie wyprawa dotarła do Hakusów – bajkalskiego raju, w pięknym cedrowym lesie, gdzie można było zażyć kąpieli w źródłach i nieco odpocząć. Kolejny przystanek zaplanowany był na stacji meteorologicznej w Uszkani. Przed zjazdem trzeba było przedrzeć się przez połamany lód, co zajęło ponad trzy godziny. Wszyscy uczestnicy byli bardzo zmęczeni, i fizycznie, i psychicznie. Każdy marzył tylko o tym, żeby móc się już położyć, zasnąć i zapomnieć o wszystkim. Ale po odpoczynku znów byli gotowi na dalszą wyprawę i czekające na kolejnych kilometrach przygody.
Na pierwszą, niewesołą nie trzeba było długo czekać. Już w drodze do Gremiaczińska, podczas pokonywania kolejnych pryzm i pęknieć w lodzie, operator kamery – Timor, upadł i złamał obojczyk. Trafił do szpitala w Gremiaczyńsku, następnie na operację do Ułan Ude. Naszczęście, wkrótce powrócił na trasę. Co prawda nie mógł już biegać z kamerą, ale dzielnie uczestniczył w wyprawie do końca.
Przedostatni dzień to trasa Gremiaczińsko-Utulik. Ten odcinek też okazał się ciekawy i trudny. W linii prostej to około 250 km, ale z powodu głębokiego śniegu i konieczności objazdów, trzeba było pokonać ze 100 km więcej. Po 200 km przejechanych po lodzie, zaczęło się ściemniać. Wokół zamieć i coraz gorsza widoczność – dlatego uczestnicy podjęli decyzję o wyjechaniu na drogę na Posolsk. Lepiej nie kusić losu! Prędkość podróżowania jednak znacząco nie wzrosła. Droga pokryta była śniegiem i lodem, panował chaos. Ostatecznie pokonanie 195 km zajęło cztery godziny.
Następnego dnia, załogi, jadąc wzdłuż wybrzeża, przez Kułtuk, dotarły do Angasolki. Tam odbył się mecz piłki nożnej na zamarzniętym jeziorze. Potem cała ekipa wróciła do Listwanki. Na koniec: podsumowanie wyprawy, medale i dyplomy. Po opalonych twarzach ludzi widać było, że wszyscy są zadowoleni. Udało się zaliczyć wszystkie punkty, a przy tym zabawa była doskonała.
Chłodniejszej i bardziej ekstremalnej wyprawy w Rosji nie ma. Kluczem do jej sukcesu są ludzie – ich otwartość, wzajemne relacje, hart ducha. Choć nie jest to masowa impreza i nie przyciąga dużych koncernów, ani sponsorów, to przyciąga ludzi. Bajkal Trophy to wyzwanie i przygoda. I to właśnie dla tych przeżyć warto tu przyjechać.