
Ale od początku. Przyjeżdżamy w piątek, jak zwykle organizatorzy przygotowani, szybka rejestracja, plombowanie kart drogowych i tu pierwsze zdziwienie. Robert, który plombuje karty drogowe do samochodów pyta się nas jak długą chcemy linkę. Nigdy tak nie było, zawsze była ustalona długość linki od góry. Ale nie przejmujemy się tym i w zasadzie w piątkowy wieczór zapominamy o tym. Odstawiamy gotowy samochód do wyjazdu na trasy na parking i idziemy na kolację integracyjną. Jest ona przewidziana pod wiatą na ognisku, na której to jak zwykle na WRP jest pieczona świnia. Jest fajnie, ale zaczyna padać coraz mocniej i mocniej. Imprezę przenosimy do baru w hotelu “Dom Rybaka”.
Nazajutrz rano jedziemy do Braniewa na oficjalne rozpoczęcie imprezy przez starostę i burmistrza, potem parada po mieście, której trasa kończy się na poligonie wojskowym. Tam też ustawiona jest baza polowa na której można zjeść kiełbaskę z grilla, wypić kawę czy herbatę serwowaną przez organizatora. Pogoda dopisuje, po ulewnej nocy wyszło słońce. Jest pięknie, ciepło, słonecznie. Krótka odprawa, ostatnie słowa i ruszamy na pętle po poligonie. Starty są trzy. Nam przypadł start 1, rozprowadza nas Robert.
Dojeżdżamy do wąwozu nr 1 i nie wierzymy własnym oczom. Pilot komentuje obraz, który nam się ukazał “To rajd samochodowy, czy spływ kajakowy?” Wiemy skąd wzięło się pytanie o długość linki do karty drogowej. Strumyczek szerokości 1,5 metra to wymiar na wyrost zrobił się miejscami 20 razy szerszy. Ale cóż inni jadą to i my. Okazuje się, że strach ma wielkie oczy. Owszem woda miejscami dochodzi do około 2m głębokości ale dno jest bardzo twarde i fajnie się jedzie choć pod wodą. Po drodze mijamy zatopionych quadów i jakiś samochód, który się zalał. Mijamy odcinek, udało się – z 6 pieczątek zbieramy 4, nie jest źle, zobaczymy co będzie dalej.
Następne odcinki są mniej mokre, czyli nie ma tyle wody, za to więcej błota, trawersów, zjazdów i podjazdów. Jest ciężko, wyciągarki w klasie extreme mają co robić. Niestety ulewa nocna i wcześniejsze deszcze zrobiły swoje. Jest bardzo ślisko na podjazdach i zjazdach nie mówiąc o trawersach, które na odcinku Geryk II i Zając są dość pokaźne i długie. Ale nie poddajemy się, jedziemy dalej. Został nam jeden odcinek Szalmia. Jak mówił organizator to odcinek około siedmiokilometrowy. Wąwóz z brakiem możliwości wyjechania na bok. No cóż, decydujemy się i wjeżdżamy, jest ciężko strumyk wzdłuż którego się poruszamy znów się zmienił w rwącą rzekę ale jest fajnie, zaczyna świtać, jedzie się coraz lepiej. Obraz jaki widzimy rano jest niesamowity, rzeka, drzewa, strome boki a my w środku na dnie wąwozu. Powoli sukcesywnie poruszamy się dalej i dalej. Po drodze spotykamy pozostawioną terenówkę, która się popsuła, pewnie ktoś przyjedzie ją wyciągnąć. Rozmawiamy z kierowcą, mówi, że po niego wrócą, jedziemy dalej. Zmęczenie doskwiera coraz bardziej, widać koniec wąwozu. Wyjeżdżamy z odcinka Szalmia.
Do bazy zostało 60km i 4 pieczątki. Wszystkiego nie wzięliśmy, ale jesteśmy szczęśliwi, że w ogóle przejechaliśmy trasę, powoli, nie z kompletem, ale jednak. Było kilka samochodów, które nie wytrzymały tępa imprezy, ale cóż tak się zdarza. Parę quadów kilkakrotnie wymieniało olej w silniku z racji utopienia sprzętu. Niektóre z nich ze względu na awarię, nie dojechały do mety. Mój pilot stwierdził na koniec, że to była najcięższa walka z terenem, na jakiej był, ale jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy wziąć udział w tej imprezie choć nie zdobyliśmy miejsca na pudle.
Polecam tą imprezę każdemu, kto chce się ostro zmęczyć i sprawdzić swój zespół. Organizacja tej imprezy jest poprostu wzorcowa.
Wyniki:
Extreme:
1.Jan Ciemny / Czesław Lebiedź
2.Tomasz Marchewka / Piotr Łysakowski
3.Sylwestre Nagalski / Grzegorz Boczek
Wyczyn:
1. Adam Babkiewicz / Jacek Majchrzak
2. Janusz Cieśliński / Marek Lachowicz
Egzekwo
3. Remek Moczert / Piotr Ponto
3. Marcin Karczewski / Wojciech Archocki
3. Krzysztof Adamczyk / Jacek Paczkowski
Quad:
1. Paweł Grefkowicz
2. Grzegorz Grefkowicz
3. Sebastian Olszewski