OFF-ROAD PL MAGAZYN 4x4 | CHALLENGE&INDEPENDENCE
Search
Logo OFF-ROAD.PL magazyn 4x4

Azerbejdżan

Azerbejdżan

Transformacja

W tym państwie sporo się zmieniło. Pojawiły się zachodnie samochody. Polepszyły się drogi, a miasteczka wyglądają naprawdę schludnie. Policja używa nowych BMW 5. Azerbejdżan często zadziwia. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Brama wjazdowa do Azerbejdżanu

Brama wjazdowa do Azerbejdżanu

Przemierzaliśmy południowy Kaukaz od dwóch tygodni. W końcu nadszedł dzień, w którym wjechaliśmy do Azerbejdżanu. Na granicy poszło nam dość sprawnie, chociaż na tranzyt dostaliśmy jedynie 3 dni. Byłem już w Azerbejdżanie 7 lat temu, ale to, co pamiętam z tamtej wizyty w żaden sposób nie pasowało do tego co, zobaczyłem tym razem. Zniknęło zacofanie i bieda wsi. W zamian pojawiły się zachodnie samochody. Polepszyły się też drogi, a miasteczka prowincji stały się schludne i ładne. Widać, że ktoś dba o porządek i ogólny wygląd dobra publicznego. Policja używa nowych BMW 5, ale są też przerobione na pickupy Wołgi M24 i Kopiejki, znaczy Żigulonki, jak nowe, z pojedynczymi, okrągłymi reflektorami. Rosyjskości tych terenów nie da się tak łatwo wyrugować – zapach taniego paliwa niskooktanowego palonego w Żigulonkach i Wołgach, gorzko kopcące stare Kamazy oraz rosyjski jako lingua franca.

Spotkanie z pasterzami w górach

Spotkanie z pasterzami w górach

Jechaliśmy drogą u podnóża Kaukazu. Z soczystej zieleni wkroczyliśmy w bezkresne pola uprawne, a następnie w pofalowany, suchy, szarożółty step, łagodnie schodzący do Morza Kaspijskiego. Około godziny 15.00 liczne, przydrożne restauracje zapełniły się biesiadującymi. Każdy skrawek cienia, który rzucały drzewa, został maksymalnie wykorzystany przez bary, namiotowe jadłodajnie i „wybajerzone” restauracje w stylu naszych, wiejskich domów weselnych. Wyglądało to tak, jakby ludzie wyjeżdżali z miasteczek w czasie sjesty tylko po to, by zjeść obiad w przydrożnej restauracji.

Baku

Postęp, jaki dokonał się na azerskiej wsi, był niczym w porównaniu do tego, co stało się w stolicy. Pamiętam Baku jako jedną ze standardowych, islamskich, azjatyckich, zakurzonych, kiczowatych stolic byłych republik sowieckich. Jednak to, co teraz tam zobaczyliśmy, zmusiło nas do zatrzymania się na jedną noc w parku miejskim, by dokładniej obejrzeć centrum. Wjechaliśmy do miasta szerokimi estakadami, pełnymi nowych Mercedesów, BMW i Porsche. Ruch nie korkował się, nie był też tak chaotyczny jak w Istambule czy niekulturalny jak w Moskwie.

Przejście podziemne w Baku

Przejście podziemne w Baku

Centrum zabytkowej starówki w Baku

Centrum zabytkowej starówki w Baku

Czasami podróżnik zmienia się w zwiedzającego. Na szczęście w większości sytuacji byliśmy prawie jedynymi zwiedzającymi. W górach bardzo się opaliłem, rysy twarzy mam typowo kaukaskie (jak przystało na rasę białą), dlatego by wyróżniać się pośród lokalersów, ratowałem się trzymanym w dłoni przewodnikiem Lonely Planet. Pomagała mi też sprana, brudna podkoszulka i zakurzone sandały. Tutaj nikt się tak nie ubiera. Króluje francuski styl, ale można spotkać też grupki kobiet, wśród których jedna ma burkę, a druga minispódniczkę. Aby oddać styl tutejszych ludzi, posłużę się wykładnią Wojciecha Góreckiego: kanon piękna na Zachodzie to umiar, a na Wschodzie nadmiar. A więc zapach perfum zwala przechodnia z nóg, a wierność aktualnego, zachodniego kanonu mody jest próby 99.99.

Płonące wieże w Baku i promenada nadkaspijska

Płonące wieże w Baku i promenada nadkaspijska

Ze wszystkich petro stolic, jakie widziałem, Baku ma swój styl. Przy tym mieście Moskwa wygląda jak nuworysz z Warszawy w mokasynach, a Astana jak polski góral w czarnych skarpetkach i sandałach pod piramidą w Egipcie. Baku zaskoczyło nas na całej linii. Oczywiście nowobogacki styl wyziera tu i ówdzie jak słoma z ciżemek, jednak klasa odnowienia starówki, przestrzeń publiczna parków, jakość informacji turystycznych, organizacja miejskiego trafiku i transportu publicznego, czystość ulic oraz kultura osobista przechodniów są na wysokim, europejskim poziomie. Tak wiem… sam w to nie wierzę i dziwię się, skąd Azerowie wzięli stylistów, architektów i urbanistów, którzy stworzyli tak europejskie miasto w Azji.

Azjatyckość Azerbejdżanu jest widoczna jedynie w przepychu – drogich samochodów i ekskluzywnych perfum tam nie brakuje. Gruzja ma więcej zabytków, ale Azerbejdżan posiada ten azjatycki orientalizm i z tego właśnie powodu ten kraj powinien być nowym, czarnym koniem turystyki. Niech tylko sobie przepisy celne zeuropeizują.

Jeszcze słów kilka o starówce Baku. We wszystkich komunistycznych krajach, w tym również w Polsce, starówki były zasiedlone przez margines i biedotę. W Baku rynek został odrestaurowany w europejskim stylu (a nie złoconym, moskiewskim) i obecnie jest zasiedlony przez siedziby bogatych firm i rezydencje ludzi władzy. Znajduje się tam również polska ambasada. Na starówce w Baku nie znajdziemy już tanich sklepów, żebraków, smrodu i brudu. Jest zupełnie jak w zabytkowym miasteczku we Francji czy Niemczech.

Przedmieścia Baku

Przedmieścia Baku

Prowincja

Z takich okoliczności trafiliśmy na prowincję – góralską, kaukaską wieś znajdująca się pod granicą Dagestanu (Rosja). Jeszcze poprzedniego dnia przechadzaliśmy się po bulwarach nad Morzem Kaspijskim, a teraz wdrapywaliśmy się spoceni i w kurzu, bo wymyśliliśmy sobie treking do wioski położonej na wysokości 2 000 m n.p.m. Z miejsca, gdzie zaparkowaliśmy Toyotę na nocleg, do wioski Qats mieliśmy ponad 600 m w pionie. Wcześniej wjechaliśmy niezwykle widowiskową drogą do osady Xinalic. Dziś jest już ona atrakcją turystyczną, głównie dla mieszkańców bogatych miast wybrzeża azerskiego, ale jeszcze kilka lat temu nie było tu dobrej szosy, a o niezwykłości obyczajów i języka górali z Xinalic rozmawiali jedynie antropolodzy. Od kiedy wybudowano drogę, w sezonie letnim, w każdy weekend przybywają tu tłumy samochodów najnowszej i najwyższej klasy. W ten sposób zabita dechami, zbudowana z brązowego kamienia, brudna wioska została nawiedzona przez cywilizację i najwyższy poziom konsumpcji jaki nieśmiało podglądaliśmy całkiem niedawno w Baku.

Zjazd do doliny Xinalic

Zjazd do doliny Xinalic

Xinalic nie ani jest ładne, ani ciekawe. Ktoś zadecydował, aby zbudować tam drogę dostępną zwykłym ludziom z miasta – w ten sposób wioska stała się turystyczna. Można bez żenady spacerować ścieżkami pomiędzy domostwami zbudowanymi z kamienia. Z racji tego, że wioska leży na stromym stoku, dach jednego domu jest podwórkiem dla drugiego. W Xinalic można zobaczyć, jak płynie zwykłe życie górali. To taki jeszcze żywy skansen. Dla miastowych niekwestionowana atrakcja.

Droga dojazdowa do Xinalic

Droga dojazdowa do Xinalic

Lokalne muzeum

Na samym czubku wioski znaleźliśmy lokalne muzeum. Prowadzi je – z równie wielkim zaangażowaniem, co wrodzoną nieśmiałością – pewien pan, który wypatruje turystów już z daleka, zupełnie jak majtek wypatruje lądu i piratów, siedząc na szczycie masztu statku. Muzeum lokalne to dla mnie najlepsza odmiana tego rodzaju instytucji. Ludzie własnym sumptem gromadzą to, co już nie jest nic warte dla lokalnych, a zaczyna być wartościowe dla przyjezdnych. W muzeum w Xinalic można znaleźć zebrane z lokalnych wzgórz skamieliny, stare rękopisy arabskie, nieużywane już sprzęty domowe, które jeszcze przed stu laty były oznaką bogactwa, pamiątki rodzinne tych, co odeszli, stare zdjęcia świadczące o tym, jak niezwykłe czasy są już za nami, albo dawną broń zaciętych w swych poglądach na świat górali.

Manuskrypty Koranu

Manuskrypty Koranu

Dojazd do Xinalic był dosyć nudny. Przez ponad 20 km jechaliśmy przez wioski przerobione na azerskie kurorty dla „wakacjuszy”. Kiedy już chcieliśmy zawracać, zaczęło się robić ciekawie. Droga nadal była bardzo stroma – wielokrotnie podjeżdżało się na jedynce – ale prowadziła przez wysoki, wąski, spektakularny kanion. Później zrobiło się jeszcze ciekawiej – dotarliśmy na rozległe, megalityczne, rozpasane w skali połoniny, jakby wyjęte z Ałtaju Gobijskiego albo z Himalajów. Aż chciało się spenetrować każdą, odchodzącą w bok szutrówkę, by wjechać gdzieś na szczyt i wypasać zmysły tą bezbrzeżną przestrzenią, ciszą i surową bezosobowością potężnych gór.

Niezapomniane widoki Azerbejdżanu

Niezapomniane widoki Azerbejdżanu

Nabran

Następnego dnia pojechaliśmy na wybrzeże Morza Kaspijskiego, do kurortu Nabran. Określenie „kurort” w odniesieniu do tego miejsca figurowało w przewodniku Lonely Planet już 11 lat temu. Do dziś jednak miejsce nie nabrało formy tego, co Europejczycy znają pod nazwą „kurort”. Luźno zagospodarowane, lesiste wybrzeże z niskim klifem nie jest miłym miejscem. W palącym słońcu można albo przechadzać się po czarnym, zaśmieconym piasku, albo wykąpać się w brudnej, zimnej wodzie.
Ciekawiej zrobiło się następnego dnia. Musieliśmy wyjechać z Azerbejdżanu do 10.00 lokalnego czasu, bo kończył nam się papier celny na wjazd Toyoty. Wpuszczono nas na przejście nawet z pominięciem długiej kolejki. Dalej był stary most i śluza na rzece Samur. Tam odczekaliśmy swoje i pojechaliśmy spróbować szczęścia na granicy rosyjskiej. Szczęścia, bo mieliśmy wystawione wizy do Rosji dopiero na następny dzień. Rzetelnych i sympatycznych celników rosyjskich nie dało się jednak wyprowadzić w pole. Wróciliśmy więc na most, gdzie oczekiwaliśmy początku dnia następnego (spędziliśmy tam jedynie 13 godzin). Czuliśmy się jak małpy w klatce – każdy chłop musiał do nas podejść i bezceremonialnie zagadać, nawet kiedy smacznie drzemaliśmy. Każdy zadawał te same pytania i tak samo kręcił głową z podziwu nad domkiem na kołach, którym się poruszaliśmy. W zasadzie padło tylko jedno pytanie, które nas zaskoczyło, a dotyczyło ono tego, czy państwo daje nam środki na takie podróżowanie? Na nic zdały się negacje i tłumaczenie. Ludziom jeżdżącym nowymi, zachodnimi samochodami do/z Azerbejdżanu, aby spotkać się z rodziną, zrobić biznes czy wczasować się w Kisłowodzku, w głowie nie mogło się zmieścić, skąd mamy tyle prywatnych pieniędzy, aby 25-letnim samochodem przez całe miesiące przemierzać dzikie kraje oraz… mieszkać w krzakach i żywić się warzywami i jajkami. Po upływie 13 godzin opuściliśmy Azerbejdżan, sami nie wiedząc, na jak długo.

Pusty krajobraz nizin schodzących do pól naftowych

Pusty krajobraz nizin schodzących do pól naftowych

autor: Mariusz Reweda, zdjęcia: autor, Iwona Kozłowiec

...a może to też Cię zainteresuje: