Każda wyprawa po bezdrożach wyzwala we mnie adrenalinę, poprzez konglomerat wspaniałej przygody łączącej pasję poznawania otoczenia, intensywną walkę w terenie z braterstwem dusz i gwarem afterków.
Z nieukrywaną niecierpliwością wyczekiwałam kolejnego wyjazdu, zwłaszcza, że destynację stanowiła Ukraina – w opinii weteranów teren funkcjonuje jako najtrudniejszy w rejonie. Górski klimat zagwarantował okolicę pokrytą miękkim puchem i pełną oprawę H20 w stanie stałym.
Problemy na starcie
Cztery dni na Ukrainie są niczym rosyjska ruletka. Nigdy nie wiesz, co pierwsze zaszwankuje – psyche, umiejętności, samochód czy może wątroba. Po prawdzie, posłuszeństwa po trochu odmówiło wszystko, przy czym kolejność była różna w zależności od załogi, a warto wspomnieć, że na ukraińską wyprawę zdecydowało się aż jedenaście drużyn. Dzielne maszyny (patrole, land rovery, jeepy i toyoty), wszystkie zatankowane do pełna i gotowe na podbój górskich, zimowych bezdroży, oczekiwały na sygnał wyjazdu. 10, 9, 8, 7… Startujemy? Nie, niestety bryka głównodowodzącego przewodnika stada nie odpaliła i w ten oto sposób wzajemna pomoc została aktywowana jeszcze na hotelowym parkingu. Maska podniesiona. Tłum doradców wkoło. Loża szyderców w wydaniu off-rodowej gawiedzi w czyściutkich ubraniach i przy nieochlapanych, lśniących samochodach udzielała rad dotyczących rozwiązania problemu. Sponsorem triumfalnego zwycięstwa i warkotu silnika została w końcu… maszynka turystyczna, która rozgrzała zamarznięte przewody. Niezawodne sposoby z opowieści naszych dziadków o rozpalaniu ogniska pod Jelczami i Starami z lat 60. i tym razem zadziałały bezbłędnie. A zatem 10, 9, 8, 7… start!
Intensywna walka w terenie
Puszysty śnieg szybko ubijał się pod kołami pędzących samochodów, a jego wzbite resztki tworzyły tumany białej poświaty okalającej samochody. Świat pędził z prędkością dozwoloną na reduktorze, serce zaczynało bić szybciej, mięśnie koncentrowały się, a zmysły wyostrzały. Przed nami były trzy dni wymagającej, ale wciągającej i pasjonującej jazdy. Zima na bojkowszczyźnie jest piękna, jak piękna może być zima w górach – skrzące się w słońcu zbocza, zasypane drogi, oczapowane śniegiem świerki. Cała bieda i brud, widoczne o innych porach roku, zostały przykryte bieluśką puchową kołdrą, tylko gdzieniegdzie, w pełnym słońcu, mieniły się kopuły cerkwi. A my byliśmy na początku tej cudownej drogi…
Jazda po śniegu ma swoje uroki, ale jest też zdradliwa. Niejednemu udało się wbić przednim zderzakiem pod dziesięciocentymetrowy lód lub nagle zapaść po progi w błotno-lodowej mazi. Zima dodaje off-roadowej jeździe dreszczyku, oślepia białością i ukrywa przeszkody, zwłaszcza przed przewodnikiem grupy. Czasami śnieg ustępował miejsca zmrożonej ziemi z głębokimi, stężałymi koleinami, wtedy prawdziwy crash test przechodziły opony i felgi, te drugie nierzadko kończyły swój żywot. Ważne, że nikt nie został sam, każdy każdego wspierał na miarę swoich możliwości. Ostatecznością było przesiadanie się do auta innej załogi. Ale przecież o to chodziło, żeby się działo, bo właśnie wtedy jest dobra zabawa…
[su_note note_color=”#4f7aa4″ text_color=”#ffffff” radius=”8″]Oczywiście nie zabrakło elementów humorystycznych – do najlepszych należały ujeżdżanie patrola, przeciąganie zakopanego pojazdu siłą mięśni grupy homo sapiens, ścinanie drzew wyciągarką, wyścig po ośnieżonym stoku czy slalom między słupami elektrycznymi. Dla każdego znalazło się coś miłego. Kwintesencją była jazda wśród rozświetlającego kopułę nocnego nieba miliona gwiazd.[/su_note]
Otoczenie
Kochajcie Ukrainę jak słońce, kochajcie jak wiatr, jak trawy, jak wodę pisał Wołodymyr Sosiura w swoim buntowniczym – jak na owe czasy – wierszu. Pisał to prawie 100 lat temu, ale jego słowa, genialnie w swojej prostocie, zwłaszcza dzisiaj oddają emocje, jakie towarzyszyły mi podczas tej wyprawy. Miłość jest ryzykiem grożącym śmiercią, a zazdrość przybiera różne oblicza. Z jednej strony piękno, srogość i nieprzystępność zimowej scenerii przemieszana z pasją off-roadowej jazdy opisywały moją miłość, a z drugiej miłość patriotyczna do ziemi, do tradycji, determinująca tragedię narodu walczącego o swoje prawa, swoją wolność. Słowa poety nabierały podwójnego znaczenia, układając się w ledwo słyszalny dwugłos.
Czas ma ogromne znaczenie. Radość, zabawa i niepowtarzalne emocje związane z terenową przygodą na chwilę bledną, gdy przejeżdża się przez wioski i miasteczka, gdy widzi się stan dróg, jakość zagród i domostw. Każda wojna ma to do siebie, że nie daje o sobie zapomnieć, że nawet, gdy jesteś daleko, nie pozostajesz wobec niej obojętny. Wojna sama nas dopadnie, w swoim subtelnym powiewie śmierci ukrytym w lekko załzawionym oku starca lub w rzężącym odgłosie silnika starego Ziła reanimowanego na mrozie od pięćdziesięciu lat. Ona zionie z wybitych szyb opuszczonych domostw mroźnym dziurawym podmuchem czy przybiera postać tańczącej ukraińskiej dziewczyny rozpaczliwie pragnącej uciec; ona przykuwa na dłużej wzrok przechodnia na świeżo kopany grób na mijanym cmentarzu…
Nam – przejezdnym – na chwilę odbierało mowę, skłaniało do chwili ciszy i zadumy, ale czas biegnie nieubłaganie. W końcu za chwilę wyjedziemy, skończymy naszą ukraińską przygodę i wrócimy do rzeczywistości, a byliśmy tam by odpocząć, więc czerpaliśmy z doświadczeń antycznych hedonistów i chwytaliśmy dzień, chociaż głęboko w nas obraz zadumy pozostał na zawsze.
Gwar afterka
Czym jest relaks po ciężkiej pracy, wie każdy z nas, a odprężenie na takich wyjazdach jest immanentnym, niemalże oczywistym następstwem zdarzeń. Miejsce ma niebagatelne znaczenie. Hotel z ukraińską banią i muzyką na żywo oraz towarzystwo współbraci całodziennej, intensywnej walki w terenie koiły wszelkie urazy fizyczne oraz nadkruszoną psyche, tym samym spełniając warunek godnego lokum na chillout.
Niewątpliwą osobliwością tych właśnie wyjazdów jest atmosfera tworzona przez ludzi, którzy zjeżdżają się z całej Polski (i nie tylko). Ludzi różnych profesji i z różnych środowisk. Ludzi, którzy wcześniej nie zasiedliby ze sobą do stołu, a już na pewno nie zamieniliby ze sobą słowa. Ludzi, których na tej wyprawie połączyła przygoda, wyzwanie i nieunikniona wzajemna pomoc. Ludzi, którzy cenią wewnętrzną siłę charakteru, zdecydowanie, odwagę i bystrość umysłu. Ludzi, którzy z takim samym uporem i cywilną odwagą wytykają przewiny, co nagradzają osiągnięcia. Owszem są grupki czy podgrupki, jak wszędzie; są liderzy zadaniowi, liderzy sympatii, outsiderzy, kozły ofiarne, błazny, ale jest jedna bardzo ważna cecha, która, jak asumpt i pomimo różnic, wyzwala najlepsze cechy osobowości – pasja. Myślę, że mogę zaryzykować stwierdzeniem, że im bardziej off-road jest twoją rzeczywistą, głęboko przeżywaną pasją, tym bliżej będziesz centrum grupy i szybciej zostaniesz zaakceptowany takim jakim jesteś.
Na takie wyjazdy i z doświadczoną ekipą Mariusza chce się wracać. Kończy się jedna wyprawa, a już myśli się o następnej i… pewnie tak bez końca, a póki co zostają wspomnienia, zdjęcia, filmy i zapiski z drogi.
Ukraina – Niezbędnik podróżnika
Cel podróży
zimowa wyprawa terenowa w góry (Zakarpackie)
Odległość
Kościenko (granica) – Rozłucz – trzy dni jazdy w terenie (Zakarpacie) – Krościenko (granica); łączna trasa – ok. 200 km
Dokumenty
paszport i zielona karta; jeżeli samochód jest zarejestrowany na inną osobę (nieobecną podczas wyjazdu), pisemna zgoda użyczenia pojazdu, przetłumaczona na język ukraiński
Waluta
hrywna (UAH), 1 UAH = 0,16 PLN
Konsulat
Konsulat Generalny RP we Lwowie
www.lwow.msz.gov.pl
tel. +38 095 2600 200
Zalecenia medyczne
brak
Warunki atmosferyczne
klimat kontynentalny górski
Paliwo
litr benzyny – ok. 4 PLN
litr ropy – ok. 3,60 PLN
Woda
dostępna w każdym sklepie w plastikowych butelkach; przegotowaną, gorącą można dostać do termosu w hotelach
Koszt lokalnego posiłku
ok. 10-15 PLN za obiad w hotelu
Noclegi
średnio 100 PLN za osobę z wyżywieniem (śniadanie plus obiadokolacja); hotele zazwyczaj są dobrze ogrzewane, zwłaszcza zimą; wiosną, latem i wczesną jesienią można nocować w górach na dziko