Zaczęło się dość niewinnie – od grilla na Pustyni Błędowskiej. Wybraliśmy się wtedy po gości rajdowym Samurajem i moją cywilną, pięciodrzwiową Grand Vitarą. Przy większej szybkości Samurajek, nie nadążał za Vitarą, głównie z powodu zawieszeń i wtedy w moim umyśle zrodził się pomysł. Skoro seryjna Grand Vitara radzi sobie dużo lepiej niż zmodyfikowany, rajdowy Samurai, to czemu nikt nie przerabia tych aut?
Parę miesięcy później, na jakimś rajdzie, podczas skoku, karoseria Samuraja oderwała się od ramy i tak skończyła się moja cierpliwość. Podjąłem męską decyzję o sprzedaży Samuraja, szukałem nowego pomysłu… szukałem nowego auta.
Rajdówka z rodzinnego auta
Przywiązanie do marki, oraz testowanie rodzinnej Vitary utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę spróbować dostosować ten właśnie model do rajdów terenowych. Zamarzyłem o wersji 3-drzwiowej z benzynowym silnikiem 2 400. Wszyscy off-roadowcy zgodnie twierdzili, że tak nowoczesne auto do niczego się nie nadaje, bo liczą się tylko mosty z Partoli. Tym bardziej chciałem spróbować czegoś, w co nikt oprócz mnie nie wierzył. Poszukiwania po całej Europie trwały rok… Koniecznie chciałem kupić automat. Znałem manualną skrzynię z rodzinnego auta i nie uważałam jej za zbyt udaną do sportu.
W końcu znalazłem wymarzone auto w Niemczech. Przebieg 6 000 km, uszkodzony tylko przedni zderzak, który i tak chciałem wyrzucić do śmieci. Nie mając 100% pewności, dość nieśmiało pojechałem z lawetą po auto i wróciliśmy już razem.
Wiele rzeczy, takich jak między innymi pęknięty komputer ESP, umknęło mojej uwadze, ale trudno… Miałem w końcu swoją wymarzoną bazę! Zaczęła się zabawa w budowanie. Cena samego samochodu wraz z opłatami była wysoka, ale jak się potem okazało, była to dopiero połowa wydatków, jakie przyszło mi ponieść.
Swoją przygodę zacząłem od wystosowania listu z prośbą do Suzuki Motor Polska o pomoc. Otrzymałem pełne wsparcie działu technicznego, w postaci katalogu części i pomocy w ich doborze. W międzyczasie kupiłem wymarzone opony i felgi. Żeby nie było za łatwo, nabyłem felgi które od razu poszły do malowania. Ciekawostką był fakt, że pan lakiernik dopatrzył się, że maja bicie, więc mieliśmy zacząć od prostowania. Nie skorzystałem , co okazało się właściwą decyzją.
Opór materii
Wybór i kupno wyciągarki zajęły około miesiąca. Zaplanowałem, że auto posłuży mi jakieś 10 lat, dlatego wybór zawęził się do dwóch czołowych firm. W końcu padło na dość mocną i bardzo szybką wyciągarkę Warna (9,5TCI), jednak stalową linę zastąpiłem znacznie dłuższą, syntetyczną. Następną niezbędną częścią był snorkel. Tutaj miałem większe problemy – do tego modelu nikt go przecież nie produkuje, a w moim wypadku amatorka nie wchodziła w rachubę. Kupiłem więc snorkel od diesla i pomyślałem – niech blacharz kombinuje jak to złożyć. Nie przyznałem się, że to od innego modelu.
Blacharz dostał ode mnie dość szczeg