ółowe, wymalowane pisakiem na karoserii instrukcje, jak ma wycinać nadkola i błotniki. Wzbraniał się… nalegałem. „Ale takie nowe auto”, nalegałem mocniej, argumentowałem, że zakupione przeze mnie duże koła nie wejdą. W końcu uległ, ale okazało się, że nie do końca. Podstępnie starł moje malunki i wyciął mniej. Poprawiłem kreskę – wyciął więcej. W końcu okazało się, że i tak za mało. Troszkę przez to wyszło ciasno między kołami a nadkolami. Trudno – następnym razem pójdzie lepiej.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo
Po złożeniu auta wykryłem nowe usterki. Pęknięty komputer ESP, uszkodzony wał napędowy. Koszty rosły, ale trudno. Powiedziałem „a”, czas powiedzieć „b”. Sprzedałem więc auto rodzinne. Praca nad Vitarą pochłaniała cały mój wolny czas – wystarczy auto „służbowe”- stwierdziłem, i bez wahania rozstałem się z „domownikiem”.
Następnym krokiem był autoryzowany serwis. Wymiana komputera i znowu wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku. Przyszedł czas na zawieszenia… Niestety, brak przedłużanych półosi wymógł ograniczenie liftu do 45 mm. Producenci zawieszeń nie zainteresowali się jeszcze tym modelem auta, nie było więc wielkiego wyboru. W porozumieniu z importerem, zamontowałem komplet zawieszeń Iron Man. Vitara powędrowała do góry. Dzięki większym kołom i liftowi zawieszenia, prześwit wzrósł o 11 cm.
Malowanie
Mijały miesiące i nadszedł czas na malowanie. Jedynym słusznym dla mnie kolorem było khaki. Jego wybór trwał dwa tygodnie. W końcu dwa odcienie zostały nałożone na błotnik. Miałem dokonać finalnego wyboru. Zdecydowałem się na jaśniejszy odcień, lakiernik był jednak bardzo nieszczęśliwy. Musiał malować nowe auto – także w środku! Było to dla niego bez sensu, bo w końcu „srebrne też ładne”. Zmuszałem go więc i prawie błagałem na przemian, aż w końcu uległ.
Już po odebraniu auta, większość ludzi była zachwycona kolorem, a ja przecież dopiero zaczynałem planować, co na nim powstanie. Nadszedł czas na przedni zderzak, uchwyt wyciągarki i inne drobiazgi. Telefon do rodzimych producentów… Odstraszyli mnie ceną i terminem wykonania – jak zwykle nie mogli zaproponować nic gotowego do tego modelu. Zacząłem prace projektowe. Kilogramy pociętych kartonów, skrzynki wypitego piwa, nauka Auto Cada… Testowałem kolejne firmy zajmujące się laserowym wycinaniem elementów z blachy, z różnym skutkiem. Po 4 miesiącach osiągnąłem zamierzony efekt. Dziękuje krakowskiej firmie BTH za cierpliwość.
Nadszedł czas na płyty ochronne podwozia. Zupełnie nie miałem pomysłu jak to zrobić. Wynająłem więc serwis Zamiar Garage – zwołałem „radę pasjonatów”. Biesiadowaliśmy pod autem z kamerą video i rejestrowaliśmy pomysły. Tak powstał plan . Dalej było już z górki , trzeba było to narysować , zlecić wycięcie firmie laserowej, pospawać konstrukcje i gotowe.
Grafika i reklamy na aucie były czymś, na co czekałem długo. Już od samego malowania usiłowałem wyobrazić