W numerze 168 sprawdziliśmy „budżetowe” pozycje w segmencie 4×4. Już wiadomo, które auta delikatnie obchodzą się z portfelem właściciela. Teraz przyszedł czas na klasę premium. Jeśli ktoś nie liczy się z wydatkami, może sięgnąć po samochód z pierwszego miejsca naszego zestawienia.
Jak to mówią – kto bogatemu zabroni… I chyba właśnie dlatego powstają auta takie jak Range Rover, Porsche czy Mercedes. Choć zapewne są też majętni, którzy sporych sum na koncie dorobili się dzięki racjonalnemu gospodarowaniu wydatkami. W takich przypadkach poniższe zestawienie można traktować jak wskazówkę odnośnie sposobu zaoszczędzenia kilkuset tysięcy złotych przy zachowaniu bardzo dobrego i – wciąż – prestiżowego pojazdu. Jeżeli ktoś szuka takiego rozwiązania – warto spojrzeć na końcową część naszej listy.
Metodologia
Do zestawienia trafiły jedne z najdroższych samochodów (SUV) dostępnych na europejskim rynku. Patrząc na koszt zakupu, ceny przeglądów okresowych u niektórych producentów wydają się relatywnie niskie. Inne w pełni odpowiadają segmentowi, do którego należy dany pojazd. Ciekawą strategię zastosowało BMW, które okresowe wizyty w serwisie obsługuje „za darmo”. Oczywiście ta kwota musi być wliczona w początkową cenę auta.
W porównaniu nie ujęto kosztów ubezpieczenia (a raczej każdy właściciel tego typu pojazdu decyduje się na auto casco). Po ich doliczeniu koszty eksploatacji wyraźnie wzrosną.
Bardzo różnie prezentują się średnie wartości zużycia paliwa. BMW może pochwalić się 6,6 l/100 km (mocna jednostka wysokoprężna). Z kolei Jeep z potężnym motorem HEMI potrzebuje już średnio 14 l/100 km, a przy ostrej jeździe wynik ten znacząco wzrośnie.
Dla kogo zostały stworzone poniższe modele? Trudno jednoznacznie określić. Z pewnością dla osób bezkompromisowych i zamożnych. Wysoka wartość auta poniekąd pomoże prowadzącym własną działalność (wysokie koszty równają się sporej redukcji odprowadzanych podatków). Z drugiej strony wszelkie pozytywne aspekty matematyki finansowej psuje duża utrata wartości tych pojazdów. Pozostaje zatem prestiż i wielka frajda z jazdy. I o to chyba właśnie chodzi.
1. Range Rover 5.0 V8
Jest to absolutny rekordzista naszego zestawienia. Na samo paliwo – na dystansie 30 000 km – trzeba przeznaczyć co najmniej 20 000 zł. Cena zakupu wyraźnie różni się od tego, co oferuje Porsche, Mercedes i BMW. Brytyjski dostojny SUV kusi szykiem oraz parametrami terenowymi. Układ napędowy i duża głębokość brodzenia to argumenty, które mogą przemawiać na jego korzyść. Samochód idealnie nadaje się zarówno na wizytę w filharmonii, jak i do przemierzania afrykańskich stepów. Uwagę przyciąga cena samochodu na rynku amerykańskim. Jest ona bowiem niższa o około połowę. Wersja z flagowym turbodoładowanym silnikiem 5.0 V8 zapewnia ponadprzeciętne osiągi (0-100 km/h w 5,1 sekundy).
2. Porsche Cayenne Turbo
Kolejna bezkompromisowa propozycja to Cayenne w wersji Turbo. Silnik – oczywiście benzynowy – V8 o pojemności 4,8 litra pozwala na bardzo dużo. Aby okiełznać ten niemal wyczynowy pojazd, należy zawczasu nabyć odpowiednie umiejętności. Trzeba również zadbać o stan finansów, ponieważ łączny koszt zakupu auta oraz paliwa i przeglądów wyniesie minimum 660 000 zł.
Porsche Cayenne to samochód z charakterem, którego ma z pewnością nieco więcej niż kuzyn z koncernu – Volkswagen Touareg. Rywal z Wolfsburga nie zapewni tyle prestiżu i emocji podczas jazdy, choćby z tego powodu, że w ofercie VW królują słabsze wysokoprężne jednostki.
3. Mercedes GL 63 AMG
To flagowy SUV Mercedesa, przy którym nawet klasa M wygląda blado. Duże gabaryty, poziom wyposażenia, który zadowoli każdego, przestronność wnętrza, prestiż – to atrybuty które mogą przekonać. Cena zakupu sprawia, że nawet topowy model Audi (Q7) wydaje się „tanim”, „budżetowym” rozwiązaniem.
Prawie 560 KM mocy oraz 760 Nm momentu powoduje, że próżno szukać tak wyczynowego auta, które komfortowo pomieści całą rodzinę. Projekt topowego GL-a wspomagał nadworny tuner Mercedesa – AMG. Efekt jest piorunujący. Silnik współpracuje z szybką automatyczną skrzynią i pozwala na osiągnięcie „setki” w 4,9 s!
4. BMW X6 M50d
Koszt zakupu BMW X6 w najdroższej wersji można przyrównać do ceny niemałego mieszkania w dużym mieście. Swoją drogą w X-szóstce jest tak wygodnie, że na upartego można by było w nim zamieszkać.
Jak już wspomniałem, BMW nie życzy sobie opłat za wykonanie standardowych przeglądów gwarancyjnych. To fakt, który warto odnotować. Należy również zwrócić uwagę na wyjątkowo niewielkie zapotrzebowanie silnika na paliwo. Bawarczycy udowodnili, że można zaprojektować bardzo dobre i prestiżowe auto za relatywnie przystępną cenę. Nie można jej uznać za astronomiczną, a jedynie wysoką, odpowiadającą prestiżowi i parametrom pojazdu.
5. Toyota Land Cruiser V8 4.5 D-4D
Dryblas ze znaczkiem Toyoty na przodzie sprawnie łączy luksusowy charakter z możliwością jazdy w terenie. 4,5-litrowy tubodiesel to rozsądny wybór. Silnik umie wprawić tak dużą masę w ruch, a przy tym nie potrzebuje specjalnie dużo oleju napędowego.
Koszty przeglądów są dość wysokie, ale do rekordu trochę brakuje. Wysoki poziom wyposażenia obejmuje elektroniczne układy wspomagające jazdę (system regulacji wysokości nadwozia, układ utrzymujący stałą prędkość w terenie czy rozwiązanie umożliwiające zmniejszenie promienia skrętu). Głębokość brodzenia wynosi w pełni zadowalające 700 mm.
6. Lexus RX450h
Wydzielona marka Lexus to bardziej prestiżowa alternatywa dla Toyoty. Hybrydowy wariant 450h dobrze sprawdza się w mieście, poza nim już gorzej – w trasie spalanie jest wysokie. Aby wykrzesać trochę dynamiki, motor należy „kręcić”, co odbija się na spalaniu oraz akustyce. Koszty przeglądów również nie pocieszają.
Technologię hybrydową uznaję za interesującą i potrzebną, ale w przypadku tego Luxusa sens owego rozwiązania gdzieś zaginął. Dopiero Toyota Prius wydaje się trafną hybrydową konstrukcją. Jej przeznaczenie jest oczywiste.
7. Jeep Grand Cherokee 6.4 V8 HEMI
Oto Grand z najmocniejszym dostępnym fabrycznym silnikiem. Aby w tym SUV-ie obudzić Lucyfera, wystarczy wcisnąć pedał gazu – nie zalecam dojazdów do kościoła. Diabelska moc jest wyczuwalna już z daleka. Wszystko za sprawą przepięknej akustyki. Wysokie spalanie jest zasadne przy tego typu jednostce. Poza tym jest to amerykańska konstrukcja HEMI.
Oprócz dużego zapotrzebowania na paliwo, Jeep ma również spore wymogi co do kosztów przeglądów okresowych. Sama cena zakupu auta nie wydaje się astronomiczna. Agresywny charakter samochodu z pewnością nie znudzi się tydzień po jego zakupie. Samochód zdecydowanie warty jest swej ceny.
8. Infiniti QX70 5.0
Charakterystycznym elementem tego pojazdu jest silnik. Pięciocylindrowa jednostka nie korzysta z żadnego doładowania. Jest to „zdrowa” konstrukcja o bardzo przyjemnej akustycznej charakterystyce. Na dynamikę nikt nie ma prawa tutaj narzekać.
Wysokość spalania odpowiada pojemności silnika. Koszty przeglądów są akceptowalne. QX70 to samochód, który wyróżnia się nie tylko pod maską. Dynamiczny ponadczasowy wygląd również jest mocną stroną Infiniti. Cena odpowiada temu, co oferuje producent.
5-litrowa jednostka może i nie jest bardzo racjonalnym wyborem, ale jeśli na kimś wysokie koszty paliwa nie robią wrażenia, to powinien pomyśleć o tym niebagatelnym japończyku.
9. Audi Q7 4.2 TDI
Model Q7 – tak jak Touareg i Cayenne – korzysta z tej samej platformy. Technicznie wszystkie auta są zbliżone. Są jednak między nimi różnice – nie tylko na zewnątrz, bo i pod maską. Cayenne zachwyca mocnymi benzynowcami, Q7 stawia na wielkolitrażowe jednostki TDI. Ich atutem jest względnie niewielkie zużycia paliwa. Po przejechaniu 30 000 km, kierowca teoretycznie zapłaci minimum 14,5 tys. zł.
Silnik V8 4.2 TDI może wydawać się dość dużą konstrukcją, jednak jeszcze kilka lat temu można było nabyć Q7 z silnikiem 6.0 TDI V12. Jednostka został dość szybko wycofana z oferty.
10. Volvo XC90 D5 AWD
XC90 w zasadzie nie posiada żadnych wad, ale do najtańszych nie należy. Minusem jest jego potencjał do jazdy w terenie. Właściwie to prawie go nie ma. Nawet mało wymagające bezdroża mogą stać się w tym przypadku problemem.
W warunkach drogowych to najwyższa półka. Poziom wyposażenia, bezpieczeństwa, komfort jazdy i jakość wykonania wydają się być warte tej ceny. Koszty przeglądów pozytywnie zaskakują. Wysokość spalania również.
XC90 – podobnie jak reszta europejskich rywali klasy premium – spotkało się dobrym przyjęciem na amerykańskim rynku.
Werdykt
Jeśli widzimy na ulicy nowego Range Rovera lub inne auto z najwyższej półki cenowej (Bentley, Ferrari, Mercedes, …), automatycznie zaczynamy zazdrościć właścicielom tych aut. Czasami zazdrość jest nieszkodliwa, zwykła, ludzka. Czasami budzi się zawiść. Ciekawą puentę przekazuje jeden z najmłodszych polskich milionerów – Kamil Cebulski. W jednym z wywiadów przywołuje wyniki badań krajowego rynku, z których wynika, że w około 97 proc. przypadków kierowca takiego samochodu jest bankrutem. Mowa tu cały czas o polskich realiach. Zatem zamiast zazdrościć, wypadałoby (w większości wypadków) współczuć takiej osobie. Wydaje mi się, że rzeczą kuriozalną jest opieranie luksusowego modelu biznesowego o bankrutów. Z drugiej strony nie można wykluczyć, że wielu właścicieli takich pojazdów boryka się z poważnymi problemami finansowymi. Zadłużyć się – nawet w takim stopniu – nie jest specjalnie trudno.
Land Rover wypracował dość radykalne podejście do wyceny swoich samochodów. Są to dobre auta, sowicie doposażone, „wszystkomające” i dające absolutnie wysoką frajdę z jazdy. Do tego dochodzi prestiż. Z pewnością nie można zaryzykować stwierdzeniem, że Range Rovery (i inne luksusowe produkty) nie są warte swojej ceny, bo warte są. Niech potwierdzającym to dowodem będą dobre wyniki handlowe wybranych producentów. Skoro się sprzedaje – to (poniekąd) jest tyle warte. Możemy odnieść to do każdego produktu na rynku.
Oprócz klasycznego Range Rovera, można także spojrzeć w stronę Evoquea. Niewielki crossover na tle konkurencji wyróżnia się (między innymi) ceną zakupu. Być może gdyby był wyraźnie tańszy, już nie cieszyłby się taką popularnością.
Z podobnych założeń wychodził mistrz marketingu Steve Jobs. Amerykański menedżer zawsze
sprawnie zarządzał polityką cenową firmy Apple. Produkty z jabłkiem zawsze musiały być droższe od konkurencji. I – jak się okazało – był to ważny czynnik w drodze do sukcesu.
Wzrost wielkości popytu na dobra luksusowe – mimo wzrostu cen tych dóbr – jest zjawiskiem rynkowym znanym nie od dziś. Nazywamy to efektem Veblena (nazwa pochodzi od nazwiska amerykańskiego ekonomisty norweskiego pochodzenia – Thorsteina Veblena). Zachęcam do zgłębienia tematu.