OFF-ROAD PL MAGAZYN 4x4 | CHALLENGE&INDEPENDENCE
Search
Logo OFF-ROAD.PL magazyn 4x4

SUV-em przez Kaukaz. Gruzja.

10

Słońce przygrzało, lato nastało, a z nim również chęć na wakacyjny wypoczynek gdzieś poza domem. Tak samo jak co roku pojawia się pytanie – gdzie się wybrać na wymarzony odpoczynek? Miejsca znane wszystkim turystom, czy nieznane? Morze czy góry? A może jedno i drugie na raz? Tak o to wybraliśmy się do Gruzji, kraju jeszcze nie deptanego masową turystyką.
Czas w drogę
Już pierwszy punkt wyprawy jakim jest spotkanie z pozostałymi członkami ekipy stanowił wyzwanie, nie z powodu trudnych warunków terenowych, a odległości. Pierwszy punkt – Gruzja, miejscowość Kazbegi. Dopiero w nocy czwartego dnia ciągłej jazdy przekroczyliśmy granicę i wjechaliśmy do Gruzji, rozpoczynając naszą przygodę. Już sam przejazd przez przejście graniczne robi niesamowite wrażenie, gdyż tuż za granicą piękna, asfaltowa droga ustępowała szutrówce i licznym dziurom.

Jeździmy czym chcemy
Większość pojazdów na gruzińskich szutrówkach stanowią samochody produkcji rosyjskiej oraz japońskiej. Nie ma żadnego nakazu odnośnie umiejscowienia kierownicy, z prawej czy z lewej strony, tak samo jak nie ma nakazu odbywania regularnego przeglądu technicznego. Efekt jest taki, że na drogach można spotkać trzydziestoletnie i jeszcze starsze pojazdy, takie jak moskwicze, wołgi oraz łady żyguli. Niesamowitym widokiem są autobusy miejskie z rządkiem butli na gaz, pokrywającym praktycznie cały dach. Jednakże ciężko się jedzie z myślą, że osoba jadąca za tobą lub wpadająca na skrzyżowanie może zwyczajnie nie posiadać prawa jazdy a pojazd hamulców. Raz jechaliśmy za miejscowym, aby wskazał nam mechanika samochodowego. Po dojechaniu do miasteczka, zaparkował na poboczu i oznajmił, że dalej nie jedzie. Zdziwiliśmy się dlaczego… Czemu niby pozostawia auto na poboczu i dalszy odcinek trasy chce przejechać z nami? Po kilkunastu minutach wytłumaczył nam, że nie posiada prawa jazdy, a w tej miejscowości policja kontroluje. Jednak i to się powoli zmienia.

Jaskinia Prometeusza
Jaskinia Prometeusza to jedna z najciekawszych dostępnych dla turystów jaskiń pod względem szaty naciekowej. Odkryta została dopiero w 1984 roku. Jej długość wynosi przeszło 1400 metrów i zakończona jest jeziorem po którym płynie się niewielkimi łódkami. W całej jaskini podziwiać można dziesiątki stalagmitów, stalaktytów i ścian naciekowych. Wszystko pięknie podświetlone ledowymi światłami różnego koloru, co sprawia niesamowite wrażenie.

Swanetia
Kolejny dzień podróży po kamienistych drogach, które bardziej przypominają ścieżki dla pasterzy. Droga była całkowicie szutrowa i tak pozaznaczana dziurami, że zdarzało się wracać wspomnieniami do stanu naszych dróg. O dziwo są zaznaczone na mapach jako oficjalne drogi dojazdowe, więc nie pozostało nam nic innego jak jechać dalej i liczyć, że ścieżka jednak nie kończy się na środku niczego. Mały ruch na drogach uprzyjemniał wyprawę i można się było napawać dziewiczymi widokami. Z każdym kolejnym kilometrem teren wznosił się coraz wyżej a trasa stawała się coraz bardziej stroma oraz… piękniejsza. Widoki gór i olbrzymich, wolnych od człowieka przestrzeni zapierały dech w piersiach. Kilkugodzinna przeprawa z kilkoma postojami dla widoków doprowadziła nas do wioski Usghuli – najwyżej położonej wioski, nie tylko w okolicy, ale i w Europie (2200m. n.p.m). Jednak mimo to wydaje się umiejscowiona nisko, gdyż spoczywa u stóp najwyższego szczytu Gruzji – Szchary (5068m. n.p.m). Dopiero tam zatrzymaliśmy się na dłuższy postój by podzielić się z miejscowymi polskimi specjałami, skorzystać z ich gościny oraz obiadu przygotowanego w zaledwie kwadrans (zważywszy, że było nas 16 osób). Na stole znalazły się gruzińskie specjały, takie jak chleb z twarogiem. Twaróg jest trochę inaczej wytwarzany niż u nas. Dodaje się do niego zioła, miętę, i może być jeszce podwędzany. Jedzenie produkowane jest zgodnie z tradycyjną technologią bez konserwantów i ulepszaczy. Po wspaniałym posiłku przyszło nam ruszyć dalej.
Dzień zakończył się w namiotach tuż koło Mestii. Kolejny dzień – kierunek zapora na rzece Inguri – trzecia co do wielkości zapora świata (272m.). Część elektrowni o mocy przeszło 1000 MW należy również do Abchazji. Koniec długiej trasy o dobrych, wyremontowanych zaledwie dwa lata temu drogach znalazł się dopiero u brzegu Morza Czarnego, tuż koło kurortu Batumi.

Batumi
Stolica autonomicznej republiki Adżarii jest trzecim co do wielkości miastem Gruzji. Miejscowość jest idealna dla osób lubiących zgiełk, promenady oraz tętniącą życiem miejscowość, i posiada dodatkowo wspaniałą plażę. Miasto przetrwało czteroletni proces liftingu, którego celem było przekształcenie miasta w modny, nadmorski kurort. Teraz szczyci się pieczołowicie odrestaurowaną starówką, kafejkami, luksusowymi hotelami oraz atrakcyjnym parkiem przymorskim, który jest usnuty pracami współczesnych artystów.
Wartym zobaczenia miejscem jest skwer imienia Lecha i Marii Kaczyńskich – tu można wspomnieć, że polski prezydent opowiedział się przeciwko inwazji wojsk rosyjskich na tereny południowej Osetii, za co został uznany bohaterem narodowym.
Ciekawym jest, iż miasto zamieszkane przez prawie 400 tys. ludzi wydaje się trochę opustoszałe. Wieżowce nad samym brzegiem morza są niezasiedlone i niezagospodarowane, po zakończeniu budowy pozostał stan surowy z reprezentatywną elewacją którą można podziwiać z zewnątrz i na pocztówkach.

Kachetia i Waszlowański Park Narodowy
Dalszy szlak pokierował nas w stronę wschodniego krańca Gruzji, tuż przy granicy z Azerbejdżanem, gdzie rozciąga się najbardziej dziewicza część kraju. Znajduje się tam Waszlowański Park Narodowy ustanowiony dopiero w 2003 r. Na terenie parku znaleźć można porośnięte suchą trawą stepy oraz półpustynie. Krajobrazy są niesamowite, a te olbrzymie ilości wolnego terenu są pod nadzorem poruszającego się konno strażnika.
Kachetia to nie tylko wspaniały, rozległy (25144ha) park narodowy, ale również i winiarnie. Gruzińskie wino jest już znane na naszym rynku i cieszy się dobrą opinią. Miło było zobaczyć hektary plantacji, gdzie w upalnym słońcu dojrzewało winogrono. Także tereny niektórych winiarni są udostępnione do zwiedzania. Jedną z nich zobaczyliśmy, a na koniec zostaliśmy ugoszczeni tradycyjnymi szaszłykami, do których serwowano wino własnej produkcji.

Zwieńczenie czyli Tuszetia
Droga została zbudowana dopiero w latach 70. XX wieku, co napawało wszystkich myślą na prosty, 75-kilometrowy odcinek. Nic bardziej mylnego. Tuszetia* to górzysty, odizolowany od świata region z jedną, niebezpieczną drogą dojazdową, przejezdną jedynie w czasie lata. Kolejne kilometry pod górę pokonywało się praktycznie z duszą na ramieniu i ciągłym towarzystwem kilkusetmetrowych przepaści, rozpoczynających się tuż za drzwiami samochodu. Po drugiej stronie wcale nie było lepiej. Ciągłe osuwiska łupku przykrywają coraz to większą część drogi a całość musi być regularnie udrożniana przez rozmieszczone po drodze spychacze. Miejsc do wyminięcia było niewiele, a ciśnienie podniósł nam dodatkowo widok wypadającego zza zakrętu rozpędzonego kamaza, którego koło niemal wisiało nad przepaścią!

[nice_info] Tuszetia ze względu na izolację była jednym z ostatnich schrystianizowanych zakątków kraju i długo stanowiła enklawę dla uciekających przed nową religią plemion. Do dziś wiele lokalnych tradycji inspirowanych jest właśnie przedchrześcijańskimi wierzeniami.[/nice_info]

Zamierzaliśmy tam spędzić ten oraz cały następny dzień, korzystając z największej atrakcji tej malowniczej krainy – turystyki pieszej. Większość współczesnej Tuszetii jest zamieszkiwana od stu do dwustu mieszkańców, a wszyscy skupieni są wokół basztowych wsi na dnach wąwozów.
Droga powrotna prowadziła ponownie przez jedyną dostępną dla samochodów trasę, ku zaskoczeniu wszystkich pod koniec trasy z górki natrafiliśmy na… rowerzystę, dzielnie pedałującego pod górę mimo upału.
Przygoda w Gruzji zakończyła się późnym wieczorem tam, gdzie się zaczęła – w hotelu w Kazbegi, gdzie wszyscy mogli odbyć zasłużony odpoczynek po długiej wyprawie.

Podsumowanie:
Łączna trasa wyniosła niemal 9 000 km, które przejechaliśmy w przeciągu dwudziestu trzech dni. W tym czasie dwie opony zostały pocięte do tego stopnia, że nie nie było już czego naprawiać, oraz uległa zniszczeniu poduszka zawieszenia pneumatycznego – choć to bardziej w wyniku wyeksploatowania i trudnego terenu. Jednakże Range (bez żadnych liftingów) sprawił się doskonale, a wszelkie tereny i bezdroża Gruzji pokonywał z łatwością. W razie jakichkolwiek problemów z samochodem zawsze mogliśmy liczyć na fachową pomoc mechaników. Przekonaliśmy się, że usługa wykonana była fachowo, szybko i w odróżnieniu od Polskich serwisów tanio ( przykładowo usługa wymiany poduszki zawieszenia pneumatycznej w Range Rower- 100 zł w tym samym dniu).
Podczas całej trasy zaobserwowaliśmy również całkowicie odrębne nastawienie policji do turystów w zależności od tego, w jakim byliśmy kraju. Najsympatyczniejsi i najlepiej nastawieni do turystów okazali się Gruzini, którzy zatrzymali nas po to by…. uprzedzić o zbliżającej się burzy.
Podczas całej wyprawy natrafiliśmy na kolejne grupy turystów, campingowców oraz… rodaków, którzy przylecieli wypocząć. Spotkaliśmy osoby, które skorzystały z oferty tanich linii lotniczych i na miejscu wypożyczyły sobie auta. Były to LC 100, Mitsubishi Delica, a nawet grupę 5 studentów którzy jechali Ladą Niwą. Sama Gruzja ma wiele atrakcji wartych zobaczenia oraz piękny nadmorski kurort, w którym wbrew pozorom turystów jest bardzo mało – prawdopodobnie przez brak takiej kampanii, jaką miała niedawno Bułgaria.

Autor: Karol Karczewski, Zdjęcia: Karczewscy

...a może to też Cię zainteresuje: