Rosyjski Dakar – Silk Way Rally 2012 – relacja załogi NAC Rally Team

my jedziemy krótką – 120 km – dojazdówkę, a następnie 310 km odcinka specjalnego z metą w obozie. Dzisiaj mają zacząć się wydmy, na co osobiście czekam z utęsknieniem, znając możliwości Unimoga. Dzisiaj ja prowadzę – staram się jechać sprawnie i szybko, ale bez generowania niebezpiecznych sytuacji. Jazda Unimogiem jest fascynująca i czasem zabawna. Wyprzedza nas oczywiście wiele samochodów. Widać już wydmy. I co? I spora część z tych co nas wyprzedziła, „czeka” na nas na wydmach. Fontanny piasku spod kół, biegający piloci z trapami, liny, łopaty… A my? A my troszkę na około, prawą stroną, nie zwalniając specjalnie naszego tempa przejeżdżamy całość spokojnie. Znowu będą nas musieli gonić. Jarek oczywiście wybiera optymalną drogę na wydmach i widać, że wie, co robi. Że doskonale wyczuwa, gdzie nie należy się pchać, a gdzie atakować. Moje doświadczenie z Maroka wystarcza, by ogarnąć kierownicę. Jest dobrze.

Jak się potem dowiedzieliśmy – podobnie zrobiło nasze Pajero pół godziny wcześniej. Ernest wybrał sprytną drogę, Paweł nie popełnił błędu za kierownicą i jechali dalej.Na wydmach zatrzymujemy się przy rosyjskiej T1. Chętnie pomożemy, jeśli trzeba szarpnąć, czy zrzucić z wydmy. Ale niestety – jadą bez przedniego napędu i chcieliby podwózki przez całe wydmy. Na to niestety nie możemy sobie pozwolić i zostawiamy ich z liną w ręku. Szkoda.

W ostatniej części trasy szybkie proste. Paweł w Pajero jedzie z maksymalną prędkością jaką mógł osiągnąć w tych warunkach. I nagle „łup” i jedno z przednich kół się blokuje. Udało się wyprowadzić samochód. Cudem. Od wibracji odkręcił się zacisk hamulcowy. Sprawdzany oczywiście poprzedniego dnia. Chłopaki szybko blokują przewód, zacisk do bagażnika i ostatnie kilometry do mety pokonują z jednym hamowanym kołem z przodu. Standard 
Wyniki bardzo fajne – my wskakujemy na 13. miejsce w ciężarówkach, a Pajero broni 44. pomimo straty spowodowanej naprawą hamulca. Czas spać.

Wtorek. Wjeżdżamy w kałmuckie stepy. Wszędzie jak okiem sięgnąć pusto. Taka afrykańska sawanna, tyle że w Europie. A my startujemy do kolejnego etapu. Krótka dojazdówka – 80 km – potem 488 km odcinka i na koniec do Elisty – jeszcze 100 dojazdu. Zamieszanie zaczyna się już na starcie. Pod koniec dojazdówki zaczynamy spotykać samochody rajdowe jadące w przeciwnym kierunku niż my. Dziwne. Wjeżdżamy też w strefę deszczu. Po dojechaniu na start dowiadujemy się, że z powodu całkowitego zalania drogi skrócono OS i przeniesiono start. Jedziemy na nowo wskazany punkt.
Organizator bardzo sprawnie zareagował na sytuację. Helikopter przerzucił potrzebny sprzęt i ludzi. Naprawdę zadziałali profesjonalnie. Pamiętajcie, że to nie rajd wokół poligonu z 5 startującymi samochodami tylko 90 samochodów i 25 ciężarówek plus dziesiątki krążących tam i z powrotem assistance. Niełatwo byłoby zapanować nad bałaganem, jeśliby powstał.

Dzisiaj znowu trochę wydm i trochę szybkiej jazdy. Głównie po stepie. Wydmy zmoczone deszczem zdają się być trudniejsze dla rajdówek niż zwykłe, suche. Na piasku doganiamy nasze Pajero. Pomagamy im w jednym miejscu, potem ściągamy Hankę i Maćka w ich czarnym Pajero (w kwiatki). I jeden i drugi samochód po chwili znika za kolejną wydmą. A my spokojnie kontynuujemy jazdę. Spotykamy ich potem jeszcze raz za wydmami gdy pompują koła. Ale reszta trasy jest szybka, śliska i mokra. Nie mamy szans z rajdówkami. Jarek bardzo pewnie prowadzi Unimoga, który próbuje troszkę uciekać na boki. Warstewka błota, która wytworzyła się po przejechaniu 100 pojazdów powoduje, że robi się coraz „weselej”. Cieszę się, że nie ja dzisiaj prowadzę. Gdybym wtedy wiedział co mnie czeka za 2 dni….

Wieczorem okazuje się, że Pajero troszkę w górę (41), my o oczko w dół (14), wiec chyba powoli znajdujemy swoje miejsce w stawce. Ale przecież do końca jeszcze trzy dni, więc trzeba walczyć. Trzy dni? Niestety tylko dwa. Organizator wieczorem informuje nas, że w związku z tragiczną powodzią i jej ofiarami śmiertelnymi w Gelendżyku (gdzie miała być meta) rajd zostanie skrócony o 1 dzień.

Prowadzę na dojazdówce. Nagle – na 16 km przed obozem – komputer skrzyni łapie błąd i zostajemy bez możliwości zmiany przełożeń. Słychać powietrze uchodzące z układu pneumatycznego skrzyni. Jakimś cudem udaje mi się wbić trzeci bieg (z ośmiu). Szybko liczymy, czy zmieścimy się w limicie czasu jadąc 16 km/h. Uda się. Nie próbujemy nic reperować, tylko „gnamy do mety”. Dojeżdżamy z kilkuminutowym zapasem. I prosto na serwis.
Zaczyna się walka. Moje nadzieje, że to pękł jeden z przewodów pneumatycznych przy skrzyni – co byłoby łatwe do naprawienia – okazują się płonne. To „coś” wewnątrz. Muszę wyjaśnić, że skrzynia w Unimogu jest jednym z tych elementów, których się praktycznie nie daje zreperować ani wymienić w warunkach bojowych. Po prostu ma być sprawna na początku i końcu rajdu i tyle. Pech. Podłączam komputer diagnostyczny, sprawdzamy wszystkie połącz

...a może to też Cię zainteresuje: