Właściwie nic tego nie zapowiadało, pomimo wielu wcześniej odbytych wypraw na Klimanjaro, Elbrus, itd. Nawet widok w Ngoro Ngoro Hiluxa z zabudową wyprawową na pace, co kiedyś wzbudziło moje zainteresowanie, nie prowadziło do dalszych pytań co do tego typu podroży. Aż do momentu kiedy, dwa lata temu na Sylwestrze w Bielicach, od nowo poznanych sympatycznych ludzi z Łodzi, dowiedzieliśmy, że jest taki kraj, który zwiedza się autem z namiotem na dachu. Namibia? Namioty na dachu auta? Tak!
AUTOR I ZDJĘCIA: Maciej Wojnar
Namibia, dwa razy… 4×4. O przygodzie przeczytasz też w Magazynie OFF-ROAD PL nr 5-6 2022 (244)!
Pierwszy raz Namibia
Gdzie to jest – każdy wie, ale polecieć tam, i to z dziećmi 5 i 9 lat… samemu ? No bo każdy z kim rozmawialiśmy, żeby z nami pojechał, łapał się za głowę, a chcieliśmy być z kimś, co potem okazało się być całkowicie niekonieczne, bo wspaniale czuliśmy się we własnym towarzystwie i dzieci poradziły sobie doskonale. Kupiłem bilety lotnicze na czerwiec i zaczęło się planowanie trasy pytania i wątpliwości, które towarzyszą zawsze słusznie podjętej decyzji.
Start do wielkiej przygody: AKADEMIA 4×4 – zamów teraz!
Samochód i trasa
Toyotę Hilux w wersji Explore, wynająłem w niemieckiej agencji za Euro, wszakże to dawna Deutsche Sud Ost Africa. Cena zaskakująca, nawet jak na warunki polskie. A inne ceny tak samo, nawet w znanej sieci sklepów spożywczych. Trasa była wytyczona co do godziny, bo trzeba dojechać każdego dnia do celu, a 3-4 godziny w aucie to naprawdę wyzwanie, drogi nie da się nadrobić bo nocą jeździć nie wolno – zmierzch zapada około 18.00. Podstawą noclegów jest kamping, zawsze z miejscem na braia (grill po afrykanersku) robionego na ognisku, a kamping wygląda zupełnie inaczej niż u nas w Europie, w sumie to nie kamping a miejsce w buszu.
Trasę pokonuje się według mapy Traks4 Africa tworzonej przez społeczność subskrybentów. Podaje ona obok odległości czasy przejazdu w trzech klasach dróg, co jest kluczowe w Afryce. Wszakże 90 % dróg to gravel. A po drodze może być też i rzeka do pokonania, nie wspominając o przełęczach górskich. Samochód potężny, z przerobionym zderzakiem na zwierzynę, 150 l paliwa i 120 l wody, jakby co, dwa koła zapasowe itd., plus lodówka i kuchenka, stolik krzesła, nawet klamerki do suszenia prania. Nasza polska flaga na aucie budziła powszechne zainteresowanie, a i zjednywała poznawanych ludzi, prowadząc do zawiązania znajomości – warto mieć ją na wyprawach.
Zamów prenumeratę Magazynu OFF-ROAD PL!
Nasze dzieci
Cóż, w sumie nasza największa troska przed wyprawą i w trakcie. Ale Kornel – 5 lat i Mikołaj 9 lat, odnaleźli się na końcu świata znakomicie, na wyprawie i w buszu. Oczywiście pełne wsparcie apteczki, z adrenaliną łącznie, plus telefon satelitarny, a ubezpieczenie zapewnia wsparcie helikoptera, tak jak u nas. Życie obozowe dzieci uregulowane – rano śniadanie we współpracy, potem dzieci na dach i składamy namioty, w drodze wrażenia, a gdy następuje zmęczenie materiału , to bajki i słuchowiska. Potem znowu obóz i rozkładanie namiotów na dachu oraz zawsze ognisko, rozpalane przez dzieci, a jak nie ma drewna, to pali się nawet suchy nawóz krowi.
Noc ciemna, że własnej ręki nie widać, ale za to świeci Krzyż Południa. Często był basen, dziwne ale tak tam jest, że prawie zawsze jest basen na kampingu, tak samo jak płatność kartą. A jak nie ma to jest tzw. bush payment, czyli w sklepie odrysowują karę z numerem i kodem, a potem jak jest zasięg to wykonują płatność – uczciwie.
Wrażenia
Wrażeń jest tyle, że trudno je opisać, dość powiedzieć, że Namibia jest krajem przede wszystkim o niezwykle, i bardzo zróżnicowanej martwej naturze, coś w stylu USA. W zasadzie dla zwierząt to raczej nie ma sensu tam lecieć, choć się oczywiście zdarzają. Nam przebiegło przed autem stado żyraf a słonie w nocy łamały obok nas drzewa. Namibia to kraj pozbawiony stałych źródeł wody, więc przeżyć mogą tylko najbardziej przystosowane i nielicznie. Dlatego też i tak długo opierała się kolonizacji. Kraj 2,5 razy większy od Polski ma niespełna 2,5 mln ludności.
Największe jednak wrażenie zrobiło na nas Wybrzeże Szkieletów z wrakami statkow i kotikami, których kilkusettysięczna kolonia zamieszkuje zatokę Cape Cross. No i ta mgła, co nadchodzi z prądu Benguelskiego co wieczór z jego zimnej wody z Anktartydy, na pustynię Namib, wprowadza wraz z ciemnością nastrój grozy. I tam po raz pierwszy zakopaliśmy się w piasku. Guma też wcześniej była i to dwa razy. Jak droga składa się z szutru, a prędkość marszowa to 60-90 km/h, to nie trudno o to. Wolniej się nie da bo można stracić zęby od tzw. tralki. Opona poszła w sałatę.
Isuzu Vehicross – opinie, dane, historia
Namibia drugi raz
Zbyt długo nie wytrzymaliśmy bez Namibii, i już we wrześniu kupiłem bilety na styczeń-luty. Tym razem południe Namibii, gdzie jest ciepło o tej porze roku, ok. 39 stopni Celsjusza, choć bywa zimno. Trasa już mniej napięta, wiadomo, mamy doświadczenie, a marzenie to dotrzeć do rzeki Orange i do jej ujścia, w poszukiwaniu diamentów. Tak to jedno z najbardziej diamentonośnych miejsc na świecie oraz do Ghost Town. Same diamenty widzieliśmy tyko na zdjęciach polskiego oficera ze statku diamentowca, którego spotkaliśmy po drodze, choć mamy kilka obiecujących kamyków z plaży. A potem na pustynię Kalahari by spotkać Buszmenów.
Cały plan udało nam się zrealizować, w tym także trzy razy przekraczaliśmy rzekę o głębokości brodzenia ponad 0,5 m. Buszmenów jednak już nie tak łatwo spotkać, a jak ktoś chce poczuć klimat, to polecam super film o tym terenie: Bogowie muszą być szaleni. Mamy już plan – jedziemy na pewno trzeci raz, tym razem nad deltę Okawango i do Botswany…