OFF-ROAD PL MAGAZYN 4x4 | CHALLENGE&INDEPENDENCE
Search
Logo OFF-ROAD.PL magazyn 4x4

Tak blisko, tak pięknie. Gruzja 4×4

głównego deptaka, raptem pięćdziesiąt metrów od morza.
Dalej ruszyliśmy na wschód, kierując się jedną z kilku głównych dróg przez Adżarię i Meschetię – jej jakość i usytuowanie od razu rodzi pytanie, jak lokalni przemieszczają się tu zimą? Dla nas wreszcie zaczęła się jazda jaką sobie wyobraziliśmy! Zdarzało nam się zjechać z wytyczonych dróg, aby ponownie na nie wrócić za kilkanaście kilometrów – śnieg uniemożliwiał przeciskanie się najwyżej położonymi drogami. Przedzierając się przez kolejne pasma, dotarliśmy do Wardzi – jednego z tych nietuzinkowych miejsc, które obowiązkowo trzeba odwiedzić w Gruzji. Skalny kompleks mieszkalny, niegdyś zajmowało kilkanaście tysięcy osób, teraz jest sporą atrakcją turystyczną.
Następnie wspinaliśmy się na Płaskowyż Dżawachecki i dalej, kierując się na wschód, dotarliśmy do Gór Samsarskich, sunęliśmy wzdłuż ich najwyższego szczytu Didi Abuli (3 300 m n.p.m). Droga, mimo typowo off-roadowego charakteru, nie przysparzała problemów – poruszaliśmy się po głazach, luźnych kamieniach i szutrze. Wzmocnione opony AT dały sobie radę bez uszkodzeń. Wyniosłe wulkany, wygasłe przed tysiącami lat, tworzą niezwykłą scenerię, rozrzucone dokoła pola kamieni, kiedyś były lawą wyrzucaną w atmosferę. Podróż przez ten teren wyjątkowo nas ucieszyła, bo ten rejon był traktowany po macoszemu w przewodnikach, a kiedy szukaliśmy w internecie – nie znaleźliśmy żadnych wzmianek o przejazdach tamtymi trasami. Jedyne widoczne ślady cywilizacji pozostały po oponach radzieckich UAZ-ów i Ziłów.

Malowniczo
Wraz ze zmianą długości geograficznej, zmienił się również klimat, a co za tym idzie, barwy nas otaczające. Zielony kolor powoli znikał z oczu, i co dało się najbardziej we znaki – temperatura wyraźnie wzrosła… Dalej sunęliśmy wzdłuż granicy z Armenią i później z Azerbejdżanem, kierując się punktami nawigacyjnymi wyznaczonymi jeszcze w Polsce. Opieraliśmy się na zdjęciach satelitarnych, stąd nic dziwnego, że drogi często okazywały się korytami wyschniętych rzek lub szczelinami zerodowanej ziemi. Po drodze zahaczyliśmy o kompleks monastyrów David Gareja, a już prawie wjeżdżając na stronę Azerbejdżanu, przypadkowo odwiedziliśmy czynną bazę wojskową. Efekt jazdy w palącym słońcu oraz równie gorącego wieczoru, doprowadził do błędu w nawigacji. Zakończenie przygody bardzo ciekawe. Udana próba dogadania się w językowym miksie, połączonym z barwną gestykulacją. Do tej pory zastanawiam się, na jaki kontyngent trafiliśmy. Nie zostaliśmy ostrzelani – więc pewnie pokojowy.
Jadąc dalej podziwialiśmy wyprażone w słońcu, barwne formy skalne i, gdzie okiem nie sięgnąć, pustkowie, aż po sam horyzont. Bardzo pozytywne wrażenie wywarło na nas to południowe pogranicze – coś odmiennego od wizji kraju, leżącego na tle ośnieżonych szczytów Kaukazu.
Skoro już przy dużych górach jesteśmy…
Nadszedł czas na przemieszczenie się w północne rejony. Obraliśmy za cel wioskę Omalo, położoną w samym centrum Tusheti, jednego z najbardziej malowniczych regionów. Postraszeni nieco przez wszechwiedzący internet, mieliśmy pewne obawy co do przejezdności tej drogi. Była połowa czerwca, a wszyscy trąbili, że trasa do Omalo jest do końca miesiąca nieprzejezdna – najwyższa przełęcz, jaką udało nam się osiągnąć samochodem, miała zostać niezdobyta ze względu na zalegający śnieg. Ale jak to? My nie przejedziemy?! Spróbowaliśmy, i odcinek kilkudziesięciu kilometrów, jaki pokonaliśmy przez dwa kolejne dni, okazał się być urzekająco piękny. Owszem, śnieg był, ale nie w takiej ilości, aby zagrodzić nam drogę ostatecznie. Zsuwające się na drogę, ogromne płaty śniegu robiły wrażenie, na szczęście ciężki sprzęt regularnie udrażniał przejazd, a zagrożenie lawinowe już dawno nie było realne. Jedyne co zostało po zimie, to topniejący w promieniach słońca śnieg, utrzymujący okazałe strumienie przecinające nasz szlak. Właśnie te strumyczki niezliczoną liczbę razy przeradzały się w kilkudziesięciometrowe wodospady, spadające również na drogę lub jej okolicę, tworząc fenomenalne obrazy, przy okazji myjąc nasze samochody.
Nie da się opisać w paru zdaniach tego, co oferuje zmotoryzowanemu podróżnikowi droga do Omalo. To wieczna jazda nad kilkusetmetrowąp

...a może to też Cię zainteresuje: