Dlaczego tak jest, że będąc w drodze powrotnej z jednej wyprawy już myślimy o kolejnej podróży? Osobiście uważamy, że jest to wina bergsonowskiej elan vital (fr. pęd życiowy) – siły, która powoduje, że zanim zapomnimy o wczoraj, już myślimy o jutrze. Uwielbiamy ten okres, kiedy nadchodzi pora na podjęcie decyzji dokąd pojedziemy następnym razem. Życie często weryfikuje nasze plany, co w gruncie rzeczy wychodzi nam na dobre.
No właśnie… Początkowo w planach był Oman, ale ceny przelotu, dalekie od ofert tanich linii, szybko ostudziły nasz zapał do odwiedzenia tej części Półwyspu Arabskiego. Na krótką chwilę. Potrzeba potwierdzenia umiejętności zdobytych na podwarszawskich żwirowniach i poligonie w Górze Kalwarii wygrała z rozsądkiem. Szybka decyzja, zakup biletów i po kilku tygodniach byliśmy w samolocie, który via Kijów kierował się do… Zjednoczonych Emiratów Arabskich. ZEA – dla jednych symbol nowoczesności, bogactwa i przepychu, dla innych kierunek pełen orientalnej egzotyki i dziewiczej przyrody, obszar pokryty w większości piaskiem pustyni i skałami gór. Kraj kojarzący się z wieżowcami Dubaju i Abu-Dhabi, sztucznymi wyspami i największą koncentracją luksusowych aut na kilometr kwadratowy. Ale ZEA to także Ar-Rab al-Chali, największa pustynia piaszczysta świata, niedostępne góry Al-Hadżar oraz możliwość kąpieli w dwóch zatokach: Perskiej i Omańskiej. Nasza podróż do Emiratów miała również inny cel. Chcieliśmy uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu emirackiej społeczności off-road – festiwalu odbywającym się u podnóża Moreeb Dune, potężnej góry piachu, niedaleko miejscowości Liwa. I właśnie o naszym pobycie u stóp piaskowego Everestu, leżącego w granicach tzw. Empty Quarter, będzie nasza opowieść.
Co to takiego Moreeb Dune?
Diuna Moreeb jest uważana za jedną z największych i najwyższych formacji piaskowych na świecie. Położona jest około 25 kilometrów na południe od wioski Liwa i prawie 250 km od Dubaju. Jej długość przekracza 1 600 metrów, a wysokość w najwyższym punkcie to blisko 300 metrów przy 50° nachyleniu stoku! Opis diuny jest prosty i daleki od subtelnej poetyki – wyobraźcie sobie „piaskową babkę” o wskazanych powyżej wymiarach, do tego otoczoną z każdej strony setkami kilometrów przepięknej pustyni, zmieniającej kolor od białego do pomarańczowoczerwonego. U stóp tej niezwykłej góry znajduje się nasz cel – punkt na mapie, bez nazwy własnej, będący miejscem spotkań społeczności off-road i miłośników innych wyjątkowych sportów… ale o tym później. Niech Was nie zmyli opis tego miejsca. To kilkukilometrowa płaska przestrzeń z dwoma wyasfaltowanymi pasami ruchu, całodobowym oświetleniem, torem do driftu, sklepami i innymi typowo „emirackimi” udogodnieniami. A wszystko to w otoczeniu „piaskowych bab”, czyli diun właśnie. Paliwo, woda i inna drobnica potrzebna do przeżycia jest dowożona tutaj cysternami i ciężarówkami. Skoro można dostarczyć wszystko na miejsce, to po co tracić czas na zakupy w odległych wioskach? Lepiej przeznaczyć ten czas na festiwalowe upalanie…
Co to jest Liwa Festival?
Najkrócej mówiąc, jest to tygodniowe spotkanie miłośników off- -roadu oraz innych sportów narodowych Zjednoczonych Emiratów Arabskich, takich jak wyścigi wielbłądów, koni i jastrzębi czy nawet modeli RC. Każdego dnia rozgrywane są zawody w wybranych dyscyplinach, wśród których najważniejsze, ale też najbliższe naszemu sercu, były terenowe próby pustynne, a przede wszystkim rywalizacja na południowej ścianie Moreeb Dune, polegająca na podjazdach pod trzystumetrowy stok, zjazdach ze szczytu w najbardziej fantazyjny sposób czy próbach pobicia rekordu czasowego potrzebnego na podjazd ścianą diuny. Najefektowniejsze są przeprawy kilkusetkonnych potworów ze znaczkiem Toyoty lub Nissana na masce – piekielnych konstrukcji, dalekich od znanych nam z rajdów w Polsce.
Jak wygląd życie u stóp Moreeb Dune?
Jest cudowne! Od samego wjazdu na teren festiwalu wiedzieliśmy, że to miejsce dla nas. Setki, jak nie tysiące, różnego rodzaju pojazdów przemieszczających się we wszystkich możliwych kierunkach, z różnymi prędkościami i rykiem silników nieograniczonych normami emisji hałasu ani żadnym lokalnym EURO. Dwusuwy i czterosuwy, R4, V6 itd. itp., a do tego setki, grube setki V8-ek. Dziś wiemy, że V8 bez tłumika brzmi znacznie lepiej niż V8 z tłumikiem… Doświadczyliśmy tego już pierwszej nocy, kiedy karawany „wi-ejtów” przejeżdżały kilka metrów od naszego namiotu. Można powiedzieć, że teren wokół Moreeb Dune wygląda jak kadr z filmu Auta. Nasi Nieletni używali trafnego określenia „mrowisko”, ja kojarzyłem widok z wizualizacją ruchów Browna . Niby bez celu i sensu, a jednak… działa. Bez kolizji, stłuczek czy innych incydentów. Szybko nauczyliśmy się, że na festiwalu chodzenie nie jest najlepszą formą alokacji, zwłaszcza w nocy, ponieważ można zostać „rozjechanym” na odcinku namiot- -toaleta przynajmniej kilkanaście razy, zarówno przez motocykl, quad, samochód, jak i pojazd, który na potrzeby tej opowieści nazwiemy krajowym określeniem „zmota”. Arabska wersja zmoty to… pozwólcie, że nie będziemy opisywać, spójrzcie tylko na zdjęcia. Szybko poznaliśmy zasadę numer jeden: nie chodzimy pieszo, wszędzie jeździmy autem. Inaczej możemy nie dożyć poranka… Zasada numer dwa: nie rozbijamy namiotu na terenie festiwalu, tylko na okolicznych diunach, których są wokół setki. Minimum kilkaset metrów od festiwalowej wioski. Im dalej tym lepiej. Polak mądry po szkodzie? Niestety. Następstwem pierwszego noclegu u podstawy Moreeb Dune były drgawki naszych wnętrzności przez kilka kolejnych dni. Przypominamy… V8 bez tłumika to oczywista oczywistość! Stada jadących za sobą i ryczących aut, doskonalących układy drift (tak, tak w wiosce jest wylany kilkusetmetrowy tor asfaltowy) lub karawany pojazdów zmierzających na nocne jazdy po pustyni powoduje, że o spaniu można zapomnieć. Rano postanawiamy jednogłośnie, że drugą noc spędzamy wewnątrz toru wyścigowego dla wielbłądów. Uznaliśmy, że w nocy wielbłądy nie będą się ścigać, więc powinno być cicho i bezpiecznie. Poza tym wielbłądowi nie można zdjąć tłumika. Warto dodać, że na terenie festiwalu znajdziemy wszystkie udogodnienia (a przypominam, że jesteśmy na pustynnym południu ZEA), takie jak przenośne toalety, prysznice z ciepłą wodą, bary czy sklepy, ale również profesjonalne warsztaty, ogólnodostępne kompresory czy nawet luksusowe namioty do wynajęcia. Kto zabroni bogatemu żyć skromnie! Przy okazji – pobyt na festiwalu i korzystanie z jego infrastruktury jest oczywiście „za darmochę”. Zasady numer trzy nie będzie.
Jak wygląda dzień na Liwa Festival?
Dzień przenika się z nocą, a noc jest początkiem zabawy kontynuowanej w dzień. Całą dobę możecie spędzać czas, aktywnie lub w wersji „lejzi” na jednej z setek okolicznych diun, trenując swoje umiejętności lub obserwując zabawy innych. Można to robić, siedząc bezpośrednio na piachu u stóp którejś z gór, w fotelu samochodu, a w najgorętszej porze dnia skryć się w cieniu food-trucków wypełnionych lodówkami z hektolitrami coca-coli. Mieliśmy wrażenie, że cola to wysokowydajne paliwo do zasilania uczestników festiwalu. Życie festiwalowe nabiera tempa wieczorem, kiedy temperatura nieco spada i pozwala na spędzanie czasu pod gołym niebem. Wokół Liwy, na pustynnych wzgórzach płoną dziesiątki ognisk, stok Moreeb Dune jest oświetlony tysiącami lumenów, a setki pojazdów krąży po pustyni, snując się po okolicznych wzgórzach. Swoją drogą, liczne ogniska pod rozgwieżdżonym niebem wyglądają wyjątkowo urokliwie. Dużo radości dostarczyło nam oglądanie nocnych zawodów w drifcie. W ZEA drift jest wyjątkowo popularny, a arabskie środowisko pasjonatów 4×4 preferuje jego odmianę ekstremalną tj. drift samochodów terenowych. Uwierzcie nam, że technika najlepszych kierowców „tańczących” kilkusetkonnymi Patrolami czy Land Cruiserami robi wrażenie. Co tam wrażenie… szczęka opada! W kluczowych momentach na torze widać tylko kłęby dymu, przeszywane decybelami z kilkulitrowych silników. Oczywiście bez tłumików. W ocenie naszej rodziny, najlepszą rozrywką jest nocne obserwowanie ściany Moreeb Dune, na której całą dobę odbywały się próby podjazdów. Bliższy kontakt z tą górą piachu odkrywał jej rzeczywistą, przytłaczającą wielkość i prawie pionowe nachylenie stoku. Skoro jest taka góra, to są również samochody, które mogą na nią wjechać.
Co z naszymi doświadczeniami „w piachu”?
Nasze umiejętności jazdy pustynnej zostały zweryfikowane dość szybko. Ok, bądźmy uczciwi wobec Czytających – bardzo szybko. Nasze pajero utknęło w piachu już na jednej z pierwszych prób wjazdu na pustynię. Oczywiście z powodu złej konsystencji piachu, bo nie z powodu braku umiejętności! Tej wersji trzymamy się twardo do dzisiaj i nikt nas nie przekona, że było inaczej. Poznani wcześniej Emiratczycy próbowali wyciągnąć nas ponad dwutonowym pickupem. Chwilę później ich znajomi wyciągali z piachu zarówno nas, jak i pięknie odszykowane „hiper-super-pustynne” GMC. Trochę jak w Rzepce Tuwima. Krótko mówiąc, dostaliśmy szybką lekcję jazdy pustynnej, poznaliśmy kilka ciekawych technik poruszania się „po arabsku”, a przede wszystkim uwierzyliśmy, że prawidłowe, tzn. obniżone, ciśnienie powietrza w oponach nie jest podręcznikowym wymysłem, a kilka „psi” mniej potrafi czynić prawdziwie arabskie cuda. Przesłanie z tej części pobytu jest jedno i w dodatku stare jak świat. Powtarzamy je, za mądrzejszymi od nas, po raz tysięczny: nigdy, przenigdy nie wyjeżdżajcie na pustynię bez przygotowania, wody, środków komunikacji i tzw. planu B. NIGDY! Nawet jeżeli wyjazd ma być w założeniu przedpołudniową, niedzielną przejażdżką.
Jak wygląda turystyka 4×4 w ZEA?
Jest super! Praktycznie nieograniczone możliwości jazdy w terenie pustynnym, po plażach, czy w majestatycznych górach na północnym zachodzie kraju. Jedyne tereny, gdzie wykazano zainteresowanie naszą obecnością, to tereny wokół pól roponośnych, choć musimy przyznać, że nie była to nawet kontrola. Noclegi w ZEA to równie niezapomniane chwile. Prawie wszystkie noce spędzaliśmy pod namiotami, a miejsce na obóz to tylko kwestia wyboru, gdzie chcemy obudzić się o poranku. W trakcie wyprawy „zaliczyliśmy” położoną opodal Dubaju oazę Qudra Lake, opisane wcześniej diuny w Liwie, liczne plaże, w tym wyjątkowo urokliwą zatokę vis a vis Snoopy Island, bazę rybacką niedaleko Abu-Dhabi a nawet zieloną oazę wśród piasków – Park Green Mubazzarah w pobliżu Al-Ain, gdzie spędziliśmy Sylwestra, w iście międzynarodowym towarzystwie. Wszędzie byliśmy przyjmowani bardzo życzliwie, częstowani lokalnymi przysmakami, zapraszani do domów i namiotów, wywołując nieoczekiwane dla nas zainteresowanie celem naszej podróży. Najczęściej pytano nas dlaczego nie siedzimy w Dubaju, tylko włóczymy się po pustynnych wioskach? Jakiej mądrej odpowiedzi udzielić na takie pytanie? Świadomie pomijamy w tej opowieści Dubaj – to przysłowiowe „państwo w państwie”, rządzące się innymi prawami i traktowane nawet przez Arabów jako swoistą enklawę, gdzie biznes i tradycja przenikają się nawzajem. Aby poznać ZEA trzeba po prostu wyjechać z tego miasta, a potem skręcić w dowolną boczną… i jechać, jechać, aż do znudzenia. Tam zaczynają się prawdziwe ZEA. Benzyna w cenie niespełna 1,80 zł za litr zachęca nie tylko do włóczęgi, ale również korzystania z bardzo, bardzo „nieeko” aut, w których pojemność silnika i spalanie to tematy wtórne. Ceny innych artykułów, w tym produktów spożywczych, są akceptowalne i bliższe cenom polskim niż „skandynawskim”. Jeżeli zakupy zrobicie poza centrum miasta, a jeszcze lepiej na licznych miejskich targowiskach, to w portfelu zostanie parę dirhamów na fajne pamiątki z ZEA. Polecamy również różnego rodzaju „garkuchnie” prowadzone przez Pakistańczyków, Hindusów, Libańczyków czy emigrantów z Afganistanu. Dużo, dobrze i niedrogo. Nie opisując uroków licznych zabytków, wyjątkowej przyrody czy piękna oaz, które zobaczyliśmy w ZEA, pozwalamy sobie na jedną rekomendację. Koneserom i smakoszom automobilizmu polecamy wizytę w Narodowym Muzeum Motoryzacji, w którym możecie zobaczyć wyjątkową, przepiękną, arcyinteresującą kolekcję samochodów szejka Hamada bin Hamdan Al Nahyan, w tym imponującą wystawę aut 4×4. Warto. Brat naszego poczciwego jeepa ZJ 1996 też tam był – w stanie niemalże fabrycznym. Piękny!
Czy lecieć do ZEA? Czy jechać do Liwy?
Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że ceny biletów lotniczych są atrakcyjne, wynajem aut również, nie wspominając o cenach paliwa. Choć Dubaj i Abu-Dhabi stają się miejscami coraz bardziej popularnymi nawet dla tzw. turystyki masowej, to każdy pasjonat samotnych podróży 4×4, czy poszukiwania „tego czegoś”, co jest sensem naszych wyjazdów, będzie czuł się w ZEA wyjątkowo dobrze. Przestrzenie, liczne zabytki, możliwość nieograniczonego kontaktu z surową, ale piękną przyrodą, ciepłe morze i spokój, absolutny spokój i poczucie bezpieczeństwa pozwoliły nam na spędzenie wyjątkowych… ferii zimowych. Przełom roku to idealny czas na wyjazd do ZEA. A sama Liwa? W trakcie festiwalu zrozumieliśmy, co to znaczy mieć „benzynę we krwi” i jak wiele radości może sprawić uczestnictwo w spotkaniu prawdziwych pasjonatów, choćby kilka tysięcy kilometrów od domu. Spędziliśmy pod Moreeb Dune fantastyczne dni w grupie ludzi mówiących innym językiem i wychowanych w innej kulturze, a jednak czerpiących radość ze wspólnych pasji. Moreeb Dune to miejsce idealne dla wszystkich doceniających wolność, możliwość nieograniczonego kontaktu z naturą, a przede wszystkim czerpiących radość z jazdy autem 4×4 dowolnej marki… Ξ
autor: Agnieszka Pisarska, Marcin Domzalski, zdjęcia: autorzy