Rosja słynie z bezkompromisowych tuningów, dlatego pojazd pokroju Szerpa musiał powstać właśnie tam. Na pierwszy rzut oka groźny, przy bliższym poznaniu zyskuje nieco na łagodności. Sprawdźmy, co kryje się za gigantycznymi oponami i dosyć nietypowo skrojoną maską.
Pomysłodawcą tego projektu jest mechanik z Sankt Petersburga, [su_tooltip style=”youtube” position=”north” size=”1″ content=”Szerp ATV to nie jedyny projekt pomysłowego Rosjanina. Zanim Alexei Garagashyan zdecydował się na opracowanie wszędołaza, stworzył o wiele mniejszego Cheburatora, który gabarytami zdecydowanie bardziej przypominał quada niż terenówkę” class=”dymek”]Alexei Garagashyan*[/su_tooltip]. Od razu widać, że jego wyobraźnia jest nieograniczona, a wyczucie estetyki raczej znikome. Jednak Szerp o aparycję się martwi – nie jest to jego mocna strona i nie ma co z tym dyskutować. Ten mankament ginie jednak w gąszczu zalet. Szerp wjedzie wszędzie tam, gdzie inne pojazdy nie miałyby najmniejszych szans, co potwierdzają przeprowadzone testy. Dzielność terenową tego dziwaka sprawdzono w najtrudniejszych zakątkach tajgi syberyjskiej oraz górzystych terenów Półwyspu Kolskiego. Ten niełatwy egzamin Szerp zdał na piątkę z plusem, co przyspieszyło decyzję o uruchomieniu produkcji seryjnej.
Jeżeli zdecydujemy się na zakup tego wszędołaza, musimy przygotować się na niemały wydatek. Za wersję podstawową (softtop) zapłacimy 65 000 $, model Kung (hardtop) natomiast kosztuje 70 000 $. W ofercie producenta znajdziemy też ciekawe akcesoria, w tym diodowe oświetlenie (200 $), dodatkowy zbiornik paliwa (190 $) czy… przyczepkę (3 000 $).
Na pierwszy rzut oka
Najbardziej charakterystycznym elementem Szerpa są oczywiście opony – ogromne, niskociśnieniowe i pozwalające na pokonanie 70-centymetrowych przeszkód. Ogumienie zostało wyposażone w centralny system pompowania. Głównym zadaniem tego mechanizmu jest umożliwienie jazdy z minimalnym ciśnieniem (np. gdy poruszamy się po piasku), które w razie potrzeby można bardzo szybko podnieść (np. gdy wjeżdżamy na kamieniste podłoże). Uwagę przyciąga również specyficzny, łopatkowy bieżnik, który ma ułatwiać jazdę po wodzie.
Z niebotycznymi oponami kontrastuje małe, kanciaste nadwozie, którego gabaryty są skromniejsze od gabarytów Fiata Panda. Długość Szerpa to to jedynie 3,4 m, szerokość – 2,52 m i wysokość – 2,3 m. Waga pojazdu nie przekracza 1 300 kg. Nadwozie wygląda spartańsko, jednak doskonale spełnia swoje zadanie.
W każdy teren
Jak już wspomniałam, Szerp to pojazd, który przejedzie przez każdy teren, nawet ten najbardziej wymagający. 60-centymetrowy prześwit pozwala na pokonywanie niemałych przeszkód, np. kamieni czy pni drzew. Pojazd sprawnie przemierzy ląd i nie zawaha się wjechać na zamarzniętą taflę jeziora, zaspę śnieżną czy błotną drogę. A do tego Szerp z każdej opresji wyjdzie bez szwanku.
Do napędzenia tego miniaturowego potwora służy zaskakująco mały silnik. Mowa tu o dieslu Kubota o pojemności 1,5 litra. Maksymalna moc jednostki to jedynie 44 KM. Szerp nie jest demonem prędkości i nigdy w założeniu nie miał nim być. Pojazd zaprojektowano do ekstremalnej terenowej jazdy, a z tym niewielki diesel sparowany z lekkim nadwoziem i ogromnymi oponami radzi sobie więcej niż dobrze. Prędkość maksymalna pojazdu to 45 km/h. W wodzie natomiast Szerp w ciągu godziny pokona 6 km.
Przejdźmy teraz do kabiny. Wspomniałam, że nadwozie prezentuje się spratańsko. No cóż, podobnie sytuacja wygląda w środku. Na wygody, do których przyzwyczaiły nas obecnie produkowane SUV-y, nie mamy co liczyć. Z przodu wygospodarowano miejsce dla dwóch osób, z tyłu natomiast możemy przewieźć aż czterech pasażerów. Sterowanie pojazdu odbywa się za pomocą lewarków – Szerp nie posiada klasycznej kierownicy (podobnie jak czołg), a skręcanie możliwe jest poprzez regulację prędkości każdego koła.
Ciekawostką jest umieszczone w kabinie urządzenie, którego głównym zadaniem jest odprowadzanie wody. Możemy więc przypuszczać, że szczelność kabiny pozostawia wiele do życzenia. Ale nie można mieć wszystkiego.
Na koniec
Szerp ATV to ciekawa i niebanalna propozycja, która z pewnością znajdzie zastosowania na ogromnej i trudnej terenowo rosyjskiej tundrze. Z pewnością wycieczka takim pojazdem i w takie miejsca byłaby nie lada atrakcją. Trzeba przyznać, że mechanik z Sankt Petersburga spisał się doskonale, pomijając oczywiście aspekt wizualny.