Ani Gelenda, ani Defender
Historia tego samochodu jest dość zawiła i miejscami smutna, ale kończy się dobrze. Niewiele jednak brakowało, by opisywany Land Rover 3. serii dosłownie zgnił porzucony gdzieś pod płotem. Odrobina szczęścia i sporo pracy wystarczyły, by całkowicie odmienić koleje losu tego pojazdu.
Historia
Przygoda Andrieja z Petersburga z tytułowym Land Roverem Series III 109 LHD rozpoczęła się w 2013 roku. Nie był to najlepszy czas dla przyszłego właściciela, który po redukcjach etatów został bez pracy, z malejącymi oszczędnościami, ale za to z planami budowlanymi związanymi z kupioną wcześniej działką. Miał zamiar zbudować dom, ale posiadany wówczas Smart ForTwo był co najmniej nieodpowiedni do realizacji tych planów. Andriej potrzebował auta na wyjazdy na polowania czy off-roadowe wyprawy. Mężczyźnie od zawsze podobał się Land Rover Defender, więc postanowił znaleźć jednego dla siebie. Oczywiście posiadany budżet mocno zawęził zakres ofert i dopiero znalezione przez jego żonę ogłoszenie z Wyborga* wydało się adekwatne do możliwości finansowych.
Wyborg leży 120 km na północny-zachód od Petersburga.
Wobec braku innych propozycji powzięta została decyzja o zakupie. Podczas pierwszego kontaktu ze sprzedającym okazało się, że ów Defender nie jest Defenderem, ale wcześniejszym modelem. Pomyłka nie musiała wynikać z niewiedzy, bowiem produkcję Defendera zaczęto w 1983 roku, a właśnie z tego okresu pochodzi kupowany sprzęt. Był to Land Rover serii 3., i to w prawdziwej wersji wojskowej – z 24-woltowym napięciem instalacji elektrycznej i wieloma innymi rozwiązaniami typowymi dla takiego sprzętu. Ale nie to było problemem. Prawdziwą przeszkodą okazał się stan samochodu – landek wprawdzie jeździł, ale braki były dosłownie odczuwalne, np. brak rury wydechowej, co w drodze powrotnej do Petersburga spowodowało chwilową głuchotę. Brakowało również zbiornika paliwa – zastąpił go kanister ulokowany w miejscu pasażera i prowizoryczne doprowadzenie oleju napędowego do silnika. Zmontowana naprędce instalacja paliwowa nie była szczelna, przez co do ogłuszającego hałasu dołączył smród oleju. Jazda była więc głośna, śmierdząca i wolna – chyba ciężko o lepszy początek. Po 4-godzinnym powrocie z maksymalną prędkością nieprzekraczającą 70 km/h na twarzy ogłuszonego i podtrutego swoim marzeniem Andrieja pojawił się uśmiech.
Rzeczywistość
Kilka dni później Andriej spotkał się ze znajomymi, którzy pracowali na stacji paliw i zaczęli analizować jego nabytek. Wtedy okazało się, że podstawowym problem jest Andriej, a w zasadzie jego totalna niewiedza w temacie pojazdów marki Land Rover. Mężczyzna dopiero po dokonaniu zakupu dowiedział się, jakie są różnice między Defenderem a Serią, nie mówiąc już o niuansach wersji wojskowej. Drugi problem był poważniejszy – skąd wziąć części do naprawy? W Rosji nie jest to zbyt popularna marka, zwłaszcza w takiej odmianie. Jak zwykle w takim przypadku rozwiązaniem było sięgnięcie do internetowych zasobów wiedzy. Andriej pojawiał się na międzynarodowych i rosyjskich forach. W końcu zaczęły napływać odpowiedzi na zadane pytania. Od jednego forumowicza – Dymitra – dowiedział się nawet więcej niż oczekiwał. Rosjanin dobrze znał ten konkretny egzemplarz (kiedyś był jego właścicielem) i z chęcią opowiedział o losach Land Rovera.
Seria pojawiła się w Rosji na zlecenie pewnego oligarchy. Zamówienie dotyczyło jednak wojskowego Mercedesa G, który w opinii bogacza był najlepszym pojazdem na polowania. Gdy firma, która podjęła się dostarczenia gelendy, przyjechała z wojskowym samochodem, ale Land Roverem serii III LHD, mężczyzna nie wykazał aprobaty. W rezultacie tak niewybaczalnej pomyłki firma musiała zniknąć. Pozostała po niej niechciana seria, którą czekała mało świetlana przyszłość – gnicia na tyłach wiejskiego domku w rejonie Moskwy.
W tym momencie pojawił się Dymitr, który w sąsiedztwie robił remont dachu i przypadkiem zobaczył, jak opuszczony Land Rover wrasta w ziemię. Samochód, mimo swego nędznego stanu, bardzo mu się spodobał, więc Dymitr kupił go za przysłowiowe trzy kopiejki. To, co zaoszczędził przy zakupie, musiał wydać podczas 2-letniej renowacji. Radość z posiadania odnowionej serii nie trwała jednak zbyt długo – po roku auto trafiło do Wyborga, a jego miejsce zastąpiła inna seria, ale w wersji Soft.
Przygody
Opisywany pojazd niestety nie zaznał w Wyborgu niczego dobrego. Nowy właściciel bardzo oszczędzał na eksploatacji i – brzydko mówiąc – skundlił landa. Wiele oryginalnych elementów zostało przerobionych lub wymienionych na najtańsze zamienniki z innych pojazdów. I w takim właśnie stanie pojazd trafił do Andrieja, który dzięki pomocy Dymitra rozpoczął renowację, ponownie korzystając z części zamiennych oraz schematów i literatury fachowej. Mimo prostej konstrukcji Land Rovera, praca nad przywróceniem mu dawnego blasku była bardzo żmudnym przedsięwzięciem. Andriej dużo uwagi poświęcił detalom wyposażenia, które trzeba było zrekonstruować. Na pewno nie pomagała w tym wojskowa specyfikacja pojazdu, którą widać choćby w oświetleniu. Andriej, mimo troski o oryginalność, zdecydował się na zwiększenie liczby reflektorów o te zamontowane na dachu.
Mężczyzna niestety nie za bardzo mógł liczyć na oficjalnego dealera LR w Rosji – ten wręcz odmówił obsługi pojazdu, ale dzięki rozszyfrowaniu numeru VIN udało się dowiedzieć nieco więcej o jego wcześniejszej historii. Pierwotnym właścicielem była armia holenderska. Stąd też konfiguracja napędu z wysokoprężnym silnikiem 2,25 l o mocy 68 KM.
Obecnie Andriej używa serii cywilnie, ale zgodnie z przeznaczeniem. Dzięki off-roadowej kompletacji nawet tak mała moc jest optymalnie wykorzystywana. Duże koła, zwłaszcza z agresywniejszym bieżnikiem łatwo utrzymują trakcję, a odpowiednio zabezpieczone nadwozie nie boi się kontaktu z otoczeniem. Wysoko umieszczony snorkel zachęca do brodzenia, zwłaszcza że wnętrze ma minimalną ilość skajowej tapicerki. W razie problemów zawsze można skorzystać z wyciągarki elektrycznej i łatwo dostępnych trapów. Oryginalny wygląd sprawia, że Land Rover był kilkakrotnie wykorzystywany w filmach. Ważna jest więc nie tylko dzielność weterana, ale także sympatia, jaką budzi. Zapewne dzięki temu nie brakuje ambitnych planów, by wraz z przyjaciółmi wjechać na Elbrus, przeszkodą są jednak braki finansowe.
autor: Dima Kowaliow, zdjęcia: prywatne archiwum
Artykuł archiwalny z numeru 11/2018