Wywiad z Grzegorzem Baranem członkiem Teamu „Ich Trzech”.

Grzegorz Baran  wraz z piosenkarzem Michałem Wiśniewskim oraz  rajdowcem Darkiem Żyłą stworzą razem zespół ciężarowego MAN-a, który stanie na starcie rajdu Dakar 2013.Prezentacja zespołu już 15 czerwca 2012, a my dziś prezentujemy wywiad z Grzegorzem Baranem jaki ukazał się w maju na łamach Magazynu 4×4 OFF-ROAD PL.

 

Dakar – waga ciężka

Grzegorz Baran jest weteranem Dakaru. W tym roku w najbardziej prestiżowym wyścigu świata wystartował już po raz ósmy, tak więc mógł opowiedzieć nam o tym, jak Rajd zmieniał się na przestrzeni lat oraz podzielić się wrażeniami z tegorocznej edycji.

Startował Pan w Rajdzie Dakar wielokrotnie – można powiedzieć, że jest Pan już dakarowym weteranem. Czy Pańskim zdaniem jest coś, co na przestrzeni tych lat startów zmieniło się diametralnie w tym wyścigu? Jakie są Pańskie spostrzeżenia z tegorocznej edycji?

Dakar nadal jest dla Pana atrakcyjny?

Grzegorz Baran: Zaczynałem swoją przygodę z Rajdem Dakar, kiedy miał on jeszcze formułę zbliżoną do adventure – czyli przygody i samo dojechanie do mety było uważane za wielki sukces. W tamtych czasach był to Rajd opierający się o naprawdę długą trasę – startował z Europy i kończył się w Dakarze, w Afryce. Była to swoista wyprawa i rywalizacja, w której uczestniczyło 5-6 zespołów.

Tegoroczny start był moim ósmym i porównując go z poprzednimi edycjami mogę stwierdzić, że Dakar stał się wyścigiem z prawdziwego zdarzenia – elitarnym wyścigiem, w którym lista startowa jest bardzo długa, ale prawdziwa rywalizacja odbywa się w bardzo wąskim gronie. Teraz dojechanie do mety nie jest już uznawane za wielki sukces. Prawdziwym sukcesem jest natomiast wygrana lub przynajmniej jedno z miejsc na podium. Kiedyś pomiędzy zawodnikami były godzinowe różnice. Dzisiaj odbywa się ściganie na minuty, tak więc Dakar przeistoczył się w długodystansowy wyścig. Oczywiście prawdziwa walka toczy się teraz między załogami związanymi z teamami wysokobudżetowymi. Coraz częściej nie są to już teamy fabryczne, a prywatni przedsiębiorcy. Pojawiają się także samodzielni kierowcy, którzy chcą się sprawdzić i dla nich jest to naprawdę wielkie wyzwanie. To właśnie z nimi mam kontakt na trasie. Zauważyłem też, że aktualna tendencja FIA dąży powoli do tego, by samochody startujące w Dakarze były jak najbardziej zbliżone konstrukcyjnie do pojazdów użytkowych.

Moje kolejne spostrzeżenie z tej oraz poprzednich edycji jest takie, że teamy fabryczne, zatracając się w ostrej walce, coraz częściej nie postępują w porządku i posuwają się do nieczystych zagrywek – wszystko dla wygranej. Niektórzy zawodnicy za swoje wykroczenia są karani, a niektórzy nie. Tu jest mowa o naprawdę dużych pieniądzach i czasami pojawia się wrażenie, że rajd jeszcze się nie zaczął, a my już wiemy, kto ma go wygrać.

W tej chwili jest to show – ma być ciekawie, atrakcyjnie, drogo. Niewiele zespołów stać na uczestniczenie w tym wydarzeniu, ale niesie ono ze sobą dużą dawkę medialności, co determinuje fakt, że trzeba się tam pojawić.

Każdy Dakar jest inny i nie ma dwóch takich samych rajdów. To jest moje miejsce pracy. Jest to na tyle ciekawe i atrakcyjne wyzwanie, że na pewno dopóki będę w stanie mu podołać i będę dysponował odpowiednimi środkami, z przyjemnością wystartuję.

36. miejsce na mecie. Czy to pozycja, która usatysfakcjonowała Waszą ekipę? Pański kolega z teamu w wywiadzie, którego udzielił nam przed Dakarem powiedział, że głównym celem jest meta. Czy Pańskie aspiracje były podobne?

Grzegorz Baran: Startując nie zakładam sobie osiągnięcia żadnego konkretnego miejsca. Znam swoją pozycję w szeregu, jeżeli chodzi o klasę aut ciężarowych. Na podstawie umiejętności i doświadczenia mogę jedynie założyć, że jeżeli nie wynikną żadne problemy techniczne i wszystko pójdzie po mojej myśli, jestem w stanie dojechać w okolicach 20. miejsca. W przypadku każdego niefortunnego, nieprzewidzianego zdarzenia, oczywiście jestem dalej. Wiem, jak się ścigać, ale do tego potrzebny jest określony budżet. Pierwsze miejsca to budżety liczące kilka milionów euro. Osobiście uważam, że start w tym roku był dla mnie bardzo pomyślny. Wróciłem z Dakaru bardzo zadowolony – nie ominąłem żadnego way point’a, ani razu się nie zakopałem, nie było problemów z podjeżdżaniem pod górę, przejeżdżaniem przez wydmy, a samochód przetrwał bez większych uszkodzeń. W związku z tym, że jestem zobowiązany do pomagania kolegom z chińskiego zespołu, w tym roku kilka razy musieliśmy się zatrzymać i naprawiać poważnie uszkodzone samochody. Naszą jedyną wpadką techniczną było to, że na dwa kilometry przed metą zabrakło nam paliwa. Wynikało to z faktu, że przed startem, w MAN-ie zmieniono parametry silnika i serwis zapomniał poinformować nas o tym, że zwiększy się spalanie (aż o 20 l).

Podsumowując – tegoroczny start był dla mnie satysfakcjonujący i wróciłem z całym pakietem przemyśleń związanych z kolejnym startem.

Nowa ekipa, dysponująca zresztą znacznie mniejszym doświadczeniem niż Pan. Czym kierował się Pan wybierając załogę? Jak przebiegała Wasza współpraca? Może Pan powiedzieć, że Pana współzawodnicy się spisali?

Grzegorz Baran: Kompletując ten zespół kierowałem się bardzo racjonalnymi pobudkami. Podczas jednego z Dakarów miałem okazję obserwować start Ernesta Góreckiego, który jechał wtedy ze swoim ojcem, więc wiedziałem, że poradzi sobie w temacie nawigacji, a tym samym, że mogę mu zaufać. Wojtka Białowąsa znam od kilku lat i wiem, że jest bardzo sprawnym mechanikiem oraz że posiada odpowiednie uprawnienia i umiejętności, które pozwolą mu poradzić sobie z samochodem jeśli zajdzie taka potrzeba. Wybierając ekipę nie kieruję się przypadkiem. Mogę śmiało powiedzieć, że wybór był trafiony.

Trzy osoby o różnych osobowościach w jednej ciężarówce przez 15 dni – to dosyć przerażająca statystyka. Czy jest to dobra baza do współpracy i lepszego poznania się, czy więcej w tym wojny i przymusowych kompromisów?

Grzegorz Baran: Ważne jest, żeby dobrze dobrać ekipę, ponieważ jesteśmy zmuszeni do spędzenia ze sobą co najmniej dwóch tygodni w bardzo trudnych warunkach, kiedy pojawiają się różne stany emocjonalne. W przypadku sprawnego zespołu są to trzy różne osoby, które mają jeden cel – dojechanie do mety. W tym roku bardzo dobrze mi się jechało, ponieważ moi partnerzy walczyli ze mną. Uznali fakt, że to ja zarządzam zespołem i ostatnie zdanie należy do mnie, ale mogę im też coś doradzić i podpowiedzieć. Nasza współpraca była bardzo miła i sympatyczna – ani razu nie doszło do żadnego konfliktu. To prawda, że w życiu osobistym bywam ostry, ale w czasie rajdu nigdy nie podnoszę głosu. Każdy z nas szanuje swoją energię przez te 14 dni. Konflikty sprzyjają opadaniu z sił i są absolutnie niepotrzebne, kiedy całe zaangażowanie należy poświęcić walce na trasie. Ten zespół dobrze funkcjonował i mogę powiedzieć, że potrafiłem znaleźć odpowiednich ludzi.

Od 2008 roku startuje Pan w MAN-ie. Podczas wcześniejszych edycji Dakaru jeździł Pan Unimogiem. Czy taką potężną ciężarówką łatwiej czy może trudniej walczyć w tym morderczym dla aut wyścigu?

Grzegorz Baran: Unimog na pewno jest samochodem bardziej przyjaznym dla ekipy i jeździ się nim znacznie łatwiej. MAN, z racji tego, że jest dużym pojazdem, o dużej masie własnej, trudniej się prowadzi, łatwiej się też przewraca, aczkolwiek jeśli się opanuje technikę jazdy, jest to samochód poruszający się naprawdę sprawnie.

W tym roku startował Pan pod skrzydłami jednego z chińskich banków. Jaka jest historia tej współpracy?

Grzegorz Baran: Ta historia jest naprawdę prosta. Chińczycy tworząc zespół, potrzebowali wsparcia ciężarówki, która nie tylko będzie wiozła części, ale będzie też mogła uczestniczyć w naprawie. W związku z tym, że mój przyjaciel pracował w tym zespole, zaproponował mi współpracę, dostałem wsparcie finansowe i tak to się zaczęło.

Dakar 2012 już za nami, a jakie są Pana aktualne plany rajdowe? Czy zamierza Pan wziąć udział w którymś z wyścigów tego sezonu? I oczywiste pytanie – czy pojedzie Pan w przyszłorocznym Dakarze?

Grzegorz Baran: Planuję start Mitsubishi Pajero w klasie T2 w dwóch Bajach – będzie to Baja Carpatia oraz Baja Polonia. Nie ukrywam, że liczę na wygraną. Bardzo chciałbym pojechać z tym pilotem, z którym miałbym docelowo startować w Dakarze – wszystko po to, żeby przetestować tą współpracę. Ciężarówką nie mam niestety gdzie jeździć. Jedyną opcją jest rajd Silk Way, ale jest to jeszcze niepewna sprawa, ponieważ jest to naprawdę drogie przedsięwzięcie, a do samych przygotowań do Dakaru nie wnosi aż tak wiele. Jedynym plusem jest to, że można przetestować samochód i większość zespołów tak go traktuje. Ja mam na względzie także to, że MAN-a powinienem oszczędzać i nie ma sensu go przesadnie eksploatować. Kolejnym wyzwaniem będzie oczywiście przyszłoroczna edycja Rajdu Dakar.


 

Rozmawiała: Karolina Kukiełka, Zdjęcia: archiwum Grzegorza Barana

...a może to też Cię zainteresuje: