OFF-ROAD PL MAGAZYN 4x4 | CHALLENGE&INDEPENDENCE
Search
Logo OFF-ROAD.PL magazyn 4x4

VI Dzicz Bieszczadzka Puchar 2010

Cztery dni przed  imprezą przeprawową VI Dzicz Bieszczadzka organizator zamieścił na forach zdjęcie ze śladami zadając pytanie, a kto mi tutaj po trasie biega…..  Lekka obawa zapanowała, czyżby misio?

Mimo obawy z takiego spotkania na trasie, a może właśnie dlatego w dniu zawodów na starcie stawiło się 50 uczestników.  Na trasę przejechanie 6 oesów specjalnych każdy z dwuosobowych teamów miał 20 godzin (przyjazd nawet minutę po czasie to dyskwalifikacja).  Przy rejestracji losowali godzinę startu i numer pierwszego dla nich OS-u.

Dzicz Bieszczadzka znana jest ze swojego ekstremalnego stopnia trudności.  I tym razem nie było łatwiej.  Pogoda w tym pomogła gwałtownie zwiększając temperaturę, a tym samym  poziom wody w strumieniach.  Każdy OS miał na swoim wyposażeniu strumień z wodą, jar z bieszczadzką, mocno wciągającą młaką, podjazdy, zjazdy.  Złapanie trakcji na bieszczadzkim ile nie jest łatwe, a pokonywanie niektórych zjazdów bez asekuracji grozi rolką.

Na starcie rajdu zjawił się znany wszystkim góral karkonoski Benek , zwycięzca poprzedniej, V edycji Dziczy Bieszczadzkiej.  Niestety tym razem quad odmówił współpracy na jednym z pierwszych odcinków i walka o dobrą pozycję zaczeła się od samego początku .

No ale zacznijmy od początku.

W piątek wieczorem, już w trakcie odprawy docieramy na Camping nad Sanem w Tyrawie Solnej.  Wita nas brama z napisem Yamaha, następnie cały zestaw banerów i wpadamy do sali, a tam pięćdziesiątka oczekujących, głodnych walki w trudnym terenie.  Jest 20 godzin na pokonanie 6 odcinków specjalnych.   Przy rejestracji 25 teamów losowało godzinę startu i pierwszy OS.  Czy losowanie było szczęśliwe, to się okaże…..

Ostatnie pytania, wyjaśnienia, pakowanie sprzętów, gromadzenie zapasów wody, jedzenia i energetycznych wspomagaczy, ostatnie dopinanie pancerzyków i kasków, uszczelnianie srebrną taśmą i czas na start.  Ruszyli….. pierwszy zestaw pojechał na trasę, kolejni za 30 minut.  Czekamy na ich start i same też ruszamy w trasę zabierając ze sobą jednego paparazziego ? .

Docieramy na OS1, a tam cichutkie pomrukiwanie silników – radosne i szczęśliwe – w końcu jest długo wyczekiwana bieszczadzka młaka, zjazdy, podjazdy, trawersiki, błotko.  Wszytko to, co quady i ich użytkownicy lubią tutaj najbardziej.  To na tym OS-ie rzeczka chciała dobrze umyć quady i przybrała nawet do 1,5 metra.  Decyzja organizatora po sprawdzeniu głębokości była szybka – rzeczkę bierzemy z lewej a nie środkiem aż do pieczątki.

Ten OS nie okazał się przyjaznym dla jednego z zawodników, a może to quad chciał szybciej być na dole i przetoczył się po swoim właścicielu…..  Pierwsza rolka, szybki przyjazd GOPR-u, transport na rtg – złamany obojczyk.

Zostajemy jeszcze trochę, obserwując kolejnych zawodników i błyskając im lampami po oczach (reklamacji nie uznajemy, mimo że jeden z riderów wpadł twarzą w błoto na widok błysku…. w końcu maseczka na twarz dobrze robi).  Zbieramy się na inny odcinek.  Wyjazd po lodzie dla almerki był wyzwaniem i skończyło się na ciąganiu autka quadem.

Kolejny OS, to 6-ka.  Podobno jest tutaj Grot z Jarkiem i Benek.  Pędzimy więc na poszukiwania.  Krzaki, jary, wdrapywanie się pod górkę szukamy quadów na słuch i na widok świateł – no jeżeli nam to tak „lekko” idzie, to uczestnikom na pewno jest jeszcze przyjemniej.  Trochę zdjęć do kolekcji  Janosików, Grota z Jarkiem i Benka (któremu wypinamy linę na usilną prośbę i to nie jest nasza wina, ze zaraz potem quad dokonał obrotu spadając z powrotem na koła).

Na dzisiejszą noc wystarczy – pomykamy niczym słynny „pomykacz bieszczadzki” do autka, żeby się trochę przespać, a bladym świtem rozpoczynamy dzienny etap naszej przygody z Dziczą Bieszczadzką, tym razem od OS-u 4.  Natrafiamy tam na Śmigło z partnerem, którzy sobie piknik urządzają w tak zwanym międzyczasie na podbicie pieczątki.  Końcówka OS-u trudna i wymaga koncentracji – ostry zjazd ze skarpy.  Powoli quady jeden za drugim, spuszczane na wyciągarce i asekurowane liną docierają na koniec OS-u.  A tu szalone Janosiki wpadają napoić maszyny, tworząc mała zadymę, pozując do zdjęć i szybko znikając w tumanie błota.

OS-5 to niewinny strumyczek, trochę już rozjechany po nocy, ale odmienny od poprzedniego – dużo młaki, dużo wody, trochę jazdy środkiem, trochę w poprzek, jakieś kłody i długi, stromy jar z podjazdem do sędziego…..

Wędrując dalej docieramy znowu na OS6 poznawany nocą – walka w młace trwa.  To nie jest łatwy OS (zresztą który z nich tak można nazwać na Dziczy….) – po to jest pod górkę, żeby zaraz było z górki….  Jak się jednak okazuje, nie ten OS wywiera na nas największe wrażenie, ale OS nr 3.

Początek OS-u, jak to zazwyczaj bywa, jest niewinny – potoczek, młaka, podjazd, młaka, pieczątka i oczopląs na widok taśm znajdujących się wszędzie.  A kiedy juz się wydaje, że to ostatni podjazd, to na końcu następuje zmiana kierunku i z powrotem w dół i pod górkę…. Usiłujemy zorientować się w przebiegu trasy – taśm tutaj tyle, że którędy to Oni niby pokonują ten odcinek?   Na naszych oczach toczy się walka – w młace na podjeździe Prezzi, w dole z prawej widać tylko kaski Janosików, kolejny team usiłuje pokonać ostatnie metry do pieczątki wiążąc kolejny raz pękniętego kinetyka.

No czas do bazy na oglądania dorobku zdjęciowego.  Zmierzamy więc w kierunku samochodu.  Ale nie ma jednak tak lekko…..  Kiedy jesteśmy jakieś 400 metrów od OS nr 2 ktoś pędzi na quadzie w naszym kierunku.  To Łukasz z informacją, że na 2 za chwilę będzie Śmigło.  Wymiana spojrzeń i szybka decyzja i idziemy.  OS2 to znowu potoczek, podjazdy i zjazdy – tak bardzo sympatyczny, że ledwo nadążamy za obiektem do fotografowania…..

W ten sposób jak się później okazało (przynajmniej wśród sklasyfikowanych), że oprócz zwycięzców VI Dziczy Bieszczadzkiej, jesteśmy jedyne, co zaliczyły wszystkie 6 OS-ów i to na piechotę ? Następnym razem kartę weźmiemy i pieczątki podbijemy.

Powrót do bazy, szybkie czyszczenie i udajemy się tam, gdzie będą wręczane nagrody.  Zmęczona i usatysfakcjonowane (w większości) twarze rozświetla blask bijący od stołu zastawionego pucharami, nagrodami…. Tym razem na Dziczy są 4 klasyfikacje – OGÓLNA, HONDA, POLARIS i YAMAHA – będzie co wręczać…..  Na początek nagroda fair play, a potem kolejne nagrody.  Niektórym do zajęcia miejsca w czołówce zabrakło kilkunastu minut – oddanie karty po wyznaczonym terminie powodowało, że nie było się sklasyfikowanym….

Nie mając konkurencji i jako jedyny wśród sklasyfikowanych przejeżdżając wszystkie OS-y zwycięzcą OGÓLNEJ klasyfikacji został team Łukasz Żurek i Jarek Witas.

Drugie miejsce zajął Marcin Szynkiewicz który otrzymał również nagrodę fair play , a na trzecim miejscu uplasowała się załoga Bartek Jarzyna i Waldemar Bartkowiak.

 

{youtube}FKQmm_nG0sE{/youtube}

W edycji pucharu 2010 są jeszcze 3 klasyfikacje – HONDA, POLARIS i YAMAHA

Fotogaleria z imprezy – kliknij

Pełne wyniki na www.dzicz-bieszczadza.com

autorzy: Joanna Mieloch (Wiewiórek) & Aneta Siwiec (Śliwka)

 

 

 

...a może to też Cię zainteresuje:

AKADEMIA 4x4 - SKLEP.OFF-ROAD.PL
MAGAZYN OFF-ROAD PL
PRZYGODY