OFF-ROAD PL MAGAZYN 4x4 | CHALLENGE&INDEPENDENCE
Search
Logo OFF-ROAD.PL magazyn 4x4

Świat na dnie. Mangystau

Prawie 5 tysięcy kilometrów przez Polskę, Ukrainę, Rosję i Kazachstan, aby dotrzeć do miejsca niezwykłego – na prawie zupełnie nieznany półwysep Mangystau. Fantastyczne pustynne krajobrazy, depresje z ciągnącymi się przez dziesiątki kilometrów śnieżnobiałymi solniskami, rozległe pola wielkich kamiennych kul-wapiennych konkrecji, zaskakująco piękne wybrzeże oraz niespotykane nigdzie indziej podziemne meczety, a wszystko to na dzikim obszarze wielkości połowy Polski, który miliony lat temu był morskim dnem.
Od 1851 r., kiedy to [su_tooltip style=”youtube” position=”north” size=”1″ content=”W podróży po Mangystau towarzyszył nam Bronisław Zaleski. Dzięki jego listom i rysunkom z półwyspu, momentami mogliśmy zaglądać w przeszłość i obserwować zmiany, jakie zaszły tu przez ostatnie 160 lat: w krajobrazie, tradycjach, a nawet w pogodzie.” class=”dymek”]Bronisław Zaleski*[/su_tooltip] – zesłaniec w rosyjskim szynelu, rysownik, autor ciekawych relacji ze stepowych podróży – został wyekspediowany na półwysep „Mangiszłak” i na rozkaz carskich władz, poszukując tam złóż węgla kamiennego, przemierzał góry Karatau, żaden Polak nie zapuszczał się wnikliwiej w ten wyjątkowy rejon Kazachstanu. Latem zeszłego roku wybrała się tam para szczecińskich podróżników, Dorota i Robert Szyjanowscy.

 

 

Cel

Mangyszłak? Słowo usłyszane po raz pierwszy nie kojarzyło się zupełnie z niczym. To było 11 lat temu, na zachód od Irkucka. Razem z Pawłem Kuśmierskim, mocno zapuszczeni po trzech miesiącach w terenie wracaliśmy z podróży śladami Benedykta Polaka. Spotkani na drodze Rosjanie w trzech samochodach rozpoczynali wyprawę do Chin i Tybetu. Brataliśmy się na poboczu „federalki”, jak nazywają tu jedyną drogę łączącą Moskwę z Władywostokiem. Jeden z nich – Piotr (po paru wódkach Pietia) – opowiadał o jakimś, niewymownie wprost ciekawym rejonie Kazachstanu, stwierdzając na koniec kategorycznie, że musimy tam kiedyś razem pojechać. Może z powodu tej dziwnej nazwy, a może okoliczności, w jakich pojawił się w atlasie świata ten dotąd utajniony skrawek mapy. Mangyszłak przypomniał mi się 2 lata temu, kiedy zacząłem myśleć o ponownej podróży do Kazachstanu. W Internecie – poza lakoniczną wikipedią – znalazłem dwa artykuły o niewielkim fragmencie półwyspu, trochę zdjęć, no i dowiedziałem się, że obecnie obowiązująca polska nazwa to Mangystau. Wpisałem w wyszukiwarkę to samo grażdanką – po rosyjsku. Zawsze tak robię, kiedy wybieramy się do poradzieckiej Azji i tym razem ta metoda świetnie się sprawdziła. Ze strony na stronę byłem coraz bardziej zaintrygowany. Potem od prof. Antoniego Kuczyńskiego dotarła do mnie jeszcze książka „Wspomnienia z Uralu i stepów Kazachstanu” rzeczonego Bronisława Zaleskiego, z jego relacją i sztychami z północnej części Mangystau. Sprawa była przesądzona. Pustynny cypel miał być jedynym celem kolejnej podróży.

Co? Gdzie? Jak?

Półwysep zajmuje sporą część wschodniego wybrzeża Morza Kaspijskiego, które faktycznie jest wielkim słonym jeziorem – największym jeziorem świata. Z Morzem Czarnym i prawie już nie istniejącym Aralem jest ono pozostałością po pradawnym Morzu Sarmackim, uwięzionym jakieś 20 mln lat temu przez przemieszczające się kontynenty. Cały przylądek, tak jak znaczna część kazachskich stepów, jest wyschniętym dnem tego przebrzmiałego akwenu. 
Region administracyjny Mangystau ma powierzchnię prawie dokładnie taką, jak połowa Polski, a żyje tu zaledwie ok. 400 tys. ludzi. Stolicą obwodu jest powstałe 53 lata temu Aktau (ok. 160 tys. mieszkańców). 
Ze względu na pustynny charakter i bardzo silne zasolenie gleby cały region cierpi wielki niedostatek wody pitnej. Aktau może funkcjonować wyłącznie dzięki odsalaniu wody morskiej. Pod ziemią jest za to ropa i złoża gazu. W pobliżu stolicy znajduje się ponoć największa na świecie odkrywkowa kopalnia uranu. Kiedyś omijany, surowy i prawie zupełnie jałowy kraj, okazał się sowicie obdarzony przez naturę i teraz powoli zaczyna się bogacić.

Na dnie

Mangystau to ukryta niespodzianka, tajemniczy kazachski zaułek. Mało kto się tu zapuszcza, dobrze znają go jedynie Kazachowie i nieliczni Rosjanie. Obszar cechuje niespotykana różnorodność pustynnych krajobrazów i geologicznych osobliwości. Północna część półwyspu jest dosłownie pokryta polami powstałych na dnie prehistorycznego morza wapiennych konkrecji i skamielinami żyjących w nim stworzeń: ryb, gąbek, koralowców, a nawet wielorybów. Od wschodu obszar ograniczają czinki, jak miejscowi nazywają urwiska, zachodniej krawędzi płaskowyżu Ustiurt, od zachodu – niezgorsze wybrzeże, a na południu granica Turkmenistanu i Zatoka Kazachska.
[su_note note_color=”#c95b00″ text_color=”#ffffff” radius=”8″]Krajobrazy Mangystau są niezwykłe. Absolutną pięknością jest depresja Karynżaryk. Na całym przylądku jest wiele wklęśnięć terenu. Najgłębsze są Czarne Usta – Karakija (132 m p.p.m., piąta depresja na ziemi). Karynżaryk leży na 70 m p.p.m., jest miejscem trudno dostępnym i dużo bardziej widowiskowym. Dotarcie z Aktau do jej południowej krawędzi zajęło nam dwa dni.[/su_note]

Przygraniczne przygody

Właśnie tam Trafiliśmy na kazachskich pograniczników (do granicy Turkmenistanu jest dwadzieścia kilka kilometrów). Ścigali nas po pustyni wojskowym kamazem. Daliśmy się dogonić po kwadransie, a potem, zaaresztowani, pod bronią pojechaliśmy do malutkiej jednostki. Wojskowi przenikliwie przezierali pod słońce każdą kartkę paszportu, potem zaczęli sprawdzać samochód. Uprzedzenia przełamało odkrycie przez nich flaszki żubrówki . A to co? – zapytali. Prezent dla was – odpowiedziałem i już po 2 godzinach mogliśmy jechać dalej.
Pół godziny później po raz pierwszy zobaczyliśmy wysadzane różowymi skałami lśniące solnisko, spoczywające pod urwiskiem płaskowyżu Ustiurt. Pięć kolorowych gór wznosi się prawie 180 metrów ponad płaszczyznę śnieżnobiałego dna, ciągnącego się z południa na północ na długości 80 km. Całość tej fantastycznej scenerii można oglądać z góry, z płaskowyżu. Różnica wysokości między dnem depresji a krawędzią Ustiurt przekracza miejscami 400 m. Jest na półwyspie wiele innych nadzwyczajnych miejsc: góra Szerkała – ponad 300-metrowy ostaniec, rozległe pola konkrecji „Torysz”, na których jedna przy drugiej zalegają tysiące nawet 4-metrowych wapiennych kul, pustynia Bostankum, dolina Skalnych Zamków, skały „kłów Bosżyra” i inne – wszystkie tak piękne jak surowe, wszystkie zagadkowe jak tutejsze legendy. Wszędzie suchy wiatr i rażące światło.

Miejsca święte

Mangystau w swoim regionie słynie jako kraina świętych miejsc. Tutejsze meczety w niczym nie przypominają typowych muzułmańskich świątyń z kopulastymi dachami i minaretami. Ich stworzone prze naturę fasady często nie noszą prawie żadnych śladów ludzkiej ingerencji. Niektóre można rozpoznać jedynie po małym, nieregularnym wejściu. Wnętrze to z reguły niewielka grota, wygrzebana w miękkim ile albo wykuta w kredzie, czasem zupełnie surowa, gdzie indziej skromnie zdobiona. Najstarsze pochodzą nawet z IX w.
Chyba najpiękniejszym przykładem takiej iście organicznej architektury jest podziemny meczet Toliegien Eulije, położony w miejscu zwanym Torysz, (przy polach konkrecji). Nieco inne w charakterze, ale jedne z najpiękniejszych tutejszych świątyń, Szakpak Ata (XIV w.) i Sułtan Epe (XIII w.), zachwycają prostotą, atmosferą i położeniem. 
Miejsca medytacji i modlitwy kryją w skalnych ścianach krypty ze szczątkami swoich twórców, nauczających tu sufich, których na półwyspie obdarza się przydomkiem Ata (ojciec). Najważniejsze z nich, Szopan Ata i Beket Ata, ściągają pielgrzymów z odległych rejonów kraju, a nawet z Uzbekistanu i Turkmenistanu. 
Stare mazary to przede wszystkim miejsca pochówków batyrów (bohaterów), którzy wsławili się w wojnach o władanie nad tym obszarem. Na niektórych kamiennych nagrobkach wykuto ich oręż: szable, topory i dzidy. 
Lokalny islam jest wyjątkowo synkretyczny. Są w nim elementy pierwotnych wierzeń Wielkiego Stepu i szamanizmu. Wyraźny ślad pozostawił także zaratusztrianizm, z którego zachowały się resztki kultu ognia. Widzieliśmy machometan wzniecających płomienie przed meczetami i na cmentarzyskach, a także ofiary ze zwierząt składane przed wejściami do grobowców. Przydarzyło się nam też wziąć udział w modlitwach w dwóch ze wspomnianych meczetów. Na półwyspie poznaliśmy wielu ludzi. Od niektórych ciężko było się wyrwać, jak to bywa wszędzie tam, gdzie obcy pojawiają się bardzo rzadko. Na pewno będziemy wspominać Dujszienbieka, który opiekuje się grobem Toliej Iszan Ata i od wielu lat żyje zupełnie sam przy studni w okolicy skał „Bosżyra”, czy obiad z Karimem i jego złotoustą siostrą Zanzaguł, i Samata – imama z Szopan Ata, któremu nie przeszkadzało, że ktoś czyni znak krzyża w meczecie.

Susza

Będąc w sierpniu na południowo-wschodnich skrajach przylądka dowiedzieliśmy się, że nie padało tu od czterech miesięcy. 50 stopni to na tym obszarze nic niezwykłego, a podobno są tu miejsca, w których notowano temperatury dochodzące do 60 st. w cieniu. W cieniu ?! Praktycznie nie ma tu szans na znalezienie naturalnego schronu przed przerażającym słońcem. Jednak dzięki pustynnym właściwościom tutejszej aury: zerowej wilgotności i bardzo silnym, stałym wiatrom, upały nie są aż tak dojmujące, jak przenikająca wszystko susza.
Dziennie przejeżdżaliśmy 90-180 km. Nie spieszyliśmy się. Nasz samochód, przygotowany do długich terenowych wypraw, 20-letni Nissan Safari, spisywał się znakomicie i był nam domem przez całe 5 tygodni. Można w nim rozłożyć prawdziwe małżeńskie łoże (2 x 1,7 m) z moskitierą, jest kuchenka gazowa, lodówka, zbiornik z ciepłą wodą i 150-litrowy bak paliwa – wystarczy na 3-6 dni w terenie. W sumie pokonaliśmy ponad 12 tys. km., w tym ok. 2,5 tys. w odludnym terenie. Byliśmy sami – tak wyszło. Koledzy mieli inne plany, Pietia się nie odezwał. Nie sprzyjało to off-roadowym szaleństwom, ale i tak pomimo zachowywania dużej ostrożności przeżyliśmy sporo ekscytujących momentów (szczególnie na pustynnych wydmach). Do orientacji używaliśmy GPS i dokładnych rosyjskich sztabówek. W ciągu całej 40-dniowej podróży nie wydaliśmy ani grosza na noclegi, a ponieważ paliwo w Kazachstanie było w cenie ok. 1,80 zł za litr, wyprawa kosztowała niewiele więcej niż dwutygodniowe, rodzinne wakacje nad jakimś ciepłym morzem.

Autor: Robert Szyjanowski, zdjęcia: DoRo Szyjanowscy

 

...a może to też Cię zainteresuje: