„Ropniok, panie, porządny – mało poli” – takie stwierdzenie padło kiedyś na giełdzie samochodowej z ust wiejskiego roztropka. Owszem, pali mało, ale sporo kosztuje. Może jednak benzyna? Subaru XV z iskrową dwulitrówką to kusząca alternatywa diesla. O uterenowionym hatchbacku Subaru wyposażonym w turbodiesla pisałem kilka miesięcy nazad. Potem przyszedł czas na jazdę mocniejszą z benzyn. Do samochodu wsiadałem bez emocji…
Wiedziałem, czego mogę spodziewać się pod nadwoziu i układzie jezdnym crossowej Imprezy. Bagażnik wielkości przeciętnej dla hatchbacka, przyzwoita ilość miejsca na tylnych siedzeniach, bardzo przyjemna pozycja za kierownicą, przejrzysta ergonomia kokpitu i typowa uniwersalność wnętrza. Do tego nieco odstająca od średniej jakość tworzyw sztucznych i solidne wyposażenie. Zrównoważone prowadzenie na nawierzchni każdej jakości, ciche i komfortowe podwozie. A silnik?
Atrybuty benzyny
Cóż, przeciwsobny turbodiesel Subaru nie dawał wielu powodów do narzekań. Dynamiczny, silny i elastyczny, zużywający zadziwiająco mało paliwa, miał jednak feler: nie każdy użytkownik samochodu za ponad 30 000 euro pogodzi się z głośnym klekotem zimnego lub mocno pogonionego silnika. Również skok dynamiki silnika przy prędkości ok. 2 000 obr./min wału korbowego i konieczność częstego sięgania do lewara skrzyni biegów w gęstym ruchu, nie przysparzają dieslowi wielbicieli. Dochodzą do tego rygory eksploatacyjne: delikatne traktowanie zimnego motoru oraz konieczność schładzania rozgrzanego przed zgaszeniem. No, i – przypisane nowoczesnym dieslom – zasadzki, typu: dwumasowe koło zamachowe.
Benzynową, wolnossącą dwulitrówkę Subaru znałem dość dobrze z różnych modeli. Silnik, jak silnik. Przyzwoicie mocny, wysokoobrotowy, a przy tym z niezłym „dołem”, precyzyjny i trwały, świetnie brzmiący i… sporo palący. Dobra, dopracowana jednostka.
Tak też jest w przypadku benzynowej dwulitrówki zabudowanej w modelu XV. Zgodnie z tradycją Subaru, silnik nie może być bezgłośny. I nie jest, ale zarówno na wolnych obrotach, jak i przy niższych prędkościach obrotowych i pod małym obciążeniem, daje on znać o sobie, ale nie przeszkadza. Mocniej pogoniony, zaczyna pomrukiwać – specyficznie dla boksera, czyli przyjemnie dla ucha. Kręci się bokserek przepięknie – moc maksymalna uzyskiwana jest przy 6 200 obr./min. Pod ręką jest zawsze kilka przełożeń: można turlać się z wolna nie przekraczając 2 500 obr./min, całkiem dynamicznie przemieszczać się przy prędkościach wału 3 000-4 000 obr./min, i dawać w palnik od 4 500 obr./min. Przy tym, nawet przy niskich obrotach silnik nie oponuje przy głębszym wciśnięciu gazu. Nie wymaga też specjalnego traktowania podczas ruszania – ot, przyjemny motor do normalnej jazdy, który potrafi wysunąć małe pazurki. Jeśli chodzi o dynamikę, tabelki nie kłamią. Gorzej jest z ekonomiką codziennej eksploatacji. Deklarowane wartości zużycia paliwa: 5,9 l/100 km w cyklu pozamiejskim, 8,8 l/100 km w cyklu miejskim i 6,9 l/100 w kombinowanym osobiście uznaję za życzeniowe w przełożeniu na realne warunki. Zapewne są możliwe do osiągnięcia, pod warunkiem, że konsumpcja jest priorytetem. Moim zdaniem, na trasie trzeba liczyć się ze zużyciem 7-8 l/100 km, w cyklu miejskim i podczas dynamicznej jazdy – powyżej 10 l/100 km. Jednak przy różnicy cen wersji benzynowej i diesla (z ręcznymi skrzyniami w wersjach Comfort) 3 000 euro, wybierając benzynę, zostaje nam na paliwo na przebieg ok. 30 000 km, czyli 2-3 lata jeżdżenia do pracy, na weekendy i wakacje. Trzeba jeździć sporo, by ekonomicznie uzasadnić wybór diesla.
Comfort – warto?
Comfort jest dla XV wersją środka. Generalnie funkcjonalne wyposażenie jest satysfakcjonujące już w podstawowej wersji Active: elektrycznie sterowane szyby i lusterka, fotel kierowcy z regulacją wysokości, automatyczna klimatyzacja, kalkulator pokładowy, dzielone oparcia tylnych foteli, audio CD z czterema głośnikami i wejściem AUX, światła przeciwmgłowe, termiczne szyby, zdalnie sterowany, centralny zamek. W Comfort dochodzą m.in.: kamera cofania, wielofunkcyjna kierownica, tempomat, dwustrefowa klima, lepsze audio i system głośnomówiący Bluetooth, automatyczne wycieraczki i światła, wyświetlacz wielofunkcyjny, podgrzewane fotele przednie, szyba pod wycieraczkami i lusterka, skórzane detale tapicerskie, czy reflektory ksenonowe. Comfort otwiera też opcję skórzanej tapicerki, przy czym różnica cen między wersjami to prawie 3 900 euro. Oprócz ksenonów, resztę można uznać za gadżety, które po odliczeniu ksenonów (jest taka opcja) kosztują prawie 3 000 euro… Warto?
Do czego, dla kogo?
W tekście dotyczącym XV z dieslem popełniłem uwagę, że samochód ten, choć jest uterenowionym kompaktem z napędem czterech kół, zadowoli osoby potrafiące docenić zalety Subaru, przymykając oko na średniej jakości plastiki wnętrza czy dość wysoką cenę, a w przypadku diesla – także głośny silnik. Kto, prócz miłośnika marki, doceni zatem Subaru XV? Z pewnością ci, którzy żądając lepszej trakcji i wyższego podwozia nie chcą rezygnować z kompaktowych wymiarów samochodu i jakości prowadzenia auta osobowego. Także ci, którzy preferują mechaniczny, niezależny od elektroniki, sprzęgiełek, czujników i kabelków układ rozdziału napędu – przewidywalny, trwały i niewrażliwy na brutalne traktowanie. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko te dwa kryteria, okaże się, że Subaru XV jest samochodem jedynym w swoim rodzaju.
Werdykt
Jest wystarczająco komfortowy do długich, autostradowych przelotów. Na tyle niewielki, by sprawnie poruszać się w mieście, prowadzi się ponadprzeciętnie na każdej drodze i radzi sobie równie dobrze na asfalcie, śniegu czy szutrze. Nie zawadzi o wysoki krawężnik, spokojnie przeleci przez torowisko i głębokie ostre dziury w rodzimym asfalcie. Ale też nie ma nic z terenówki – zdecydowanie nie służy „do lasu”. Jest dobrze wyposażony, średnio wykończony, raczej drogi. Benzynowy napęd cieszy wszystkim, prócz zużycia paliwa. To samochód na każdą okazję do normalnego, mało intensywnego użytkowania. Może być autem zarówno dla aktywnego singla, jak i wymagającego emeryta. I nie ma co grymasić z powodu zbyt małego bagażnika. To jest kompakt.